Pielgrzymki na Jasną Górę mają w Garwolinie długą historię. Za miesiąc z naszego miasta wyruszy Piesza Pielgrzymka Podlaska na Jasną Górę. Tradycja tych pielgrzymek zaczęła się w symbolicznym 1981 r., ale to nie wtedy zaczęła się historia zbiorowych wypraw parafian z Garwolina do Częstochowy. Jakiś czas temu Dominik Żak i Marek Mikulski podzieli się z nami zdjęciami przedstawiającymi garwolińskich pielgrzymów pod szczytem Jasnej Góry. Mogliśmy naocznie przekonać się, że już przed II wojną światową setki garwolinian pielgrzymowało do Czarnej Madonny. Było ich tak wielu, że to samo pamiątkowe zdjęcie należało powtarzać co najmniej dwukrotnie, ponieważ żaden obiektyw nie mógł objąć wszystkich pielgrzymów równocześnie.
Trochę więcej o początkach pielgrzymowania do Częstochowy dowiadujemy się z prasy. W „Kurjerze Warszawskim” z 13 czerwca 1911 r. (nr 161) czytamy, że pierwszym organizatorem pielgrzymek był ks. Jan Bednarek:
O pielgrzymce z 1910 r. pisał także tygodnik „Nowa Jutrzenka” z 16 czerwca 1910 r. (nr 24):
Więcej szczegółów, jak to się odbywało, dostarcza nam relacja z 1912 r. pielgrzyma, Józefa Wiela, opublikowana w „Gazecie Świątecznej” z 28 lipca 1912 r. (nr 30):
Listy do Gazety Świątecznéj.
Z Garwolina, w guberńji siedleckiéj.
Pielgrzymka do Częstochowy.Z wielką tęsknotą oczekiwaliśmy w tym roku niedzieli 16-go czerwca, bo tego dnia miała wyruszyć kompańja z naszéj parafji na Jasną-Górę. To też, gdy nadszedł ów dzień upragniony, powitaliśmy go z wielką radością. Około godziny 4-éj po nieszporach wyruszyliśmy z kościoła z pieśnią „Kto się w opiekę poda Panu swemu”, niosąc krzyż, obrazy i chorągwie. Wszystkich chorągwi zabrać nie mogliśmy z przyczyny od nas niezależnéj. Z tego samego powodu nie mogła nam towarzyszyć kapela parafjalna. Ogółem wybrało się nas do Częstochowy zgórą 700 osób. Przewodniczyli nasi kapłani, ksiądz dziekan Supren i ksiądz wikary Cieśliński. Tłum kilkutysięczny odprowadził nas do poblizkiéj kaplicy za miastem, a niektórzy aż do samej stacji kolejowej w Pilawie.
W Pilawie czekał już umyślnie zamówiony pociąg, którym około godziny 8-éj wieczorem wyruszyliśmy do Warszawy. Tam przesiedliśmy się do innego pociągu i około godziny l-éj w nocy pojechaliśmy w dalszą drogę, uprzyjemniając ją sobie śpiewem pobożnych pieśni. Pociąg pędził dość szybko, lecz nam się zdawało, że pomału, bo radzi byliśmy lotem błyskawicy znaleźć się u stóp naszej Królowéj Jasnogórskiéj. Jakoż około południa patrzący przez okna zaczęli wołać: — Wieża, wieża! — Kto żyw, zrywał się na nogi i cisnął się do okna, aby ujrzeć ten wspaniały widok. Wkrótce stanęliśmy na dworcu kolejowym w Częstochowie.
Z dworca podążyliśmy na Jasną-Górę pieszo. Na przedzie niesiono krzyż, za krzyżem kilka chorągwi, które mieliśmy z sobą i które nieśli chłopacy; daléj trzy chorągwie niosły dziewczęta w bieli; za niemi szli obaj nasi kapłani, otoczeni wieńcem niesionym również przez dziewczęta; daléj po jednéj stronie szli mężczyźni, a po drugiéj niewiasty. Przy rzewnym śpiewie pieśni: „Gwiazdo śliczna, wspaniała” i innych doszliśmy około godziny pierwszéj po południu do figury Św. Prokopa, gdzie nas przywitał jeden z księży Paulinów bardzo piękną i wzruszającą przemową, która wszystkich do łez pobudziła. A kiedy, wprowadzając nas w progi świątyni, zaczął pieśń: „Witaj, Królowo Nieba i Matko litości”, gdy zagrała jeszcze kapela, to zdawało nam się, że jesteśmy u podnóża Nieba, gdzie się zaraz z Królową naszą twarzą w twarz zobaczymy. Jakoż wkrótce znaleźliśmy się w kaplicy u Maryji i dziękowaliśmy Bogu, że nam pozwolił szczęśliwie przybyć na to miejsce święte, tylu cudami wsławione, tak wielce czczone i szanowane przez przodków naszych i przez nas. Nie jestem zdolny opisać tego wzruszenia, tych chwil podniosłych, któreśmy tam spędzili.
We wtorek 18-go czerwca po południu zwiedziliśmy wzorową zagrodę gospodarską i pólka doświadczalne, urządzone w Częstochowie na to, żeby ludzie brali z nich wzór, jak się budować i jak gospodarzyć powinni. A było tam na co popatrzeć, bo wszystko bardzo ciekawe i pouczające. Ze smutkiem jednak wyznać muszę, że niewielu zwiedzało tę zagrodę i pólka uważnie. Poszli, ot, tak sobie, bo ich księża zabrali. A znalazło się nawet kilku takich ciemnych, którym się to zwiedzanie wydało niepotrzebnem. Większość jednak była bardzo zadowolona. Więc w imieniu tych wszystkich składam ludziom, którzy urządzili tę zagrodę i pólka doświadczalne, jako też i panu Leszczyńskiemu, który nas oprowadzał, serdeczne staropolskie: Bóg zapłać.
We środę 19-go czerwca odbyliśmy całą kompańją tak zwane „dróżki” do kościołów Św. Barbary, Św. Zygmunta i Św. Rodziny. Wieczorem zaś tego dnia udaliśmy się do „Ogniska robotniczego”, gdzie gromadka ochotników zpośród stowarzyszonéj w „Ognisku” braci robotniczej przedstawiła bardzo ślicznie powieść Elizy Bośniackiej p. n. „Obrona Częstochowy”. I tu znalazło się sporo takich, którzy chcieli być mądrzejsi od księży i gadali, że na odpuście „nieprzystoji chodzić po teatrach…” A przecie nie każde przedstawienie teatralne musi być złe. Patrząc na „Obronę Częstochowy” — nikt się nie zgorszył, ale podniósł się na duchu. Radzi też byliśmy, widząc jak nasi bracia robotnicy w Częstochowie potrafili się złączyć, aby w wolnych chwilach od zajęć, zamiast przy kieliszku w szynku, spędzać czas na przyjemnéj i pożytecznej zabawie. Błogosław im za to, Boże, w ciężkiéj pracy, i daj, aby też i inni robotnicy, jak również i gospodarze poszli za ich przykładem!
We czwartek po nieszporach ze smutkiem musieliśmy pożegnać tę naszą Królowę i Matkę i tę przesławną Częstochowę. Wyjechaliśmy o godzinie 10-ej wieczorem, a w piątek na 8-ą godzinę wieczorem byliśmy już w Garwolinie. Dawniéj, gdy każdy jechał sam sobie, podróż z Garwolina do Częstochowy kosztowała tam i zpowrotem 4 r. i 48 k. A ile było łażenia i błąkania się przy kupnie biletów, przy przesiadaniu się z koleji na kolej w Warszawie, ile ścisku, a nawet wypadków kradzieży, to opisać trudno. Teraz jest inaczej. Każdy, kto ma jechać do Częstochowy, idzie do księdza dziekana, płaci 4 r., dostaje za to bilet kolejowy na całą podróż tam i zpowrotem i o nic się już nie troszczy. Jest jeszcze na tém mała oszczędność, za którą kupiono w tym roku do kościoła 2 chorągwie, 2 ornaty i stułę, co razem kosztowało do 300 r.
W końcu tego listu składam w imieniu wszystkich pątników czcigodnemu księdzu dziekanowi Suprenowi i ks. Franciszkowi Cieślińskiemu za pracę i trud dla nas podjęty, jak również i p. Fr. Rękawkowi za pomoc w całéj podróży, serdeczne: Panie Boże zapłać! Józef Wiel.
Oryginały artykułów z „Kurjera Warszawskiego” i „Gazety Świątecznej” znajdują się w zbiorach Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie. Wersje cyfrowe artykułów pobrane z eBUW. Oryginał artykułu z „Nowej Jutrzenki” znajduje się w Biblioteki Głównej Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej. Wersja cyfrowa artykułu pobrana z Biblioteki Cyfrowej UMCS.
Nie udało się odnaleźć informacji o autorze ostatniego artykułu. Nie można więc ustalić, czy przysługują mu jeszcze prawa majątkowe do tego tekstu.