Oficerski bieg św. Huberta (1934)

Hubertus to święto jeźdźców i myśliwych obchodzone najczęściej 3 listopada lub w okolicach tej daty. Dla jeźdźców stanowiło zakończenie sezonu, natomiast dla myśliwych jego początek. Bieg św. Huberta wielokrotnie był organizowany przez stacjonujący w Garwolinie 1. Pułk Strzelców Konnych. Opisywany poniżej oficerski bieg św. Huberta odbył się 27 października 1934 r. Autorem artykułu opublikowanego w „Polsce Zbrojnej” (3 listopada 1934, nr 303) jest chorąży Narcyz Witczak-Witaczyński, który był nie tylko doskonałym fotografem, ale także świetnym dziennikarzem, potrafiącym pięknie opisać to, co pokazywały jego zdjęcia. Oto próbka jego talentu pisarskiego połączona z jego doskonałymi zdjęciami.

Św. Hubertowy bieg za lisem

w 1 pułku strzelców konnych

Oj, przeszły te czasy, kiedy koń „w drodze, na woynie, w polach, lesiech y doma“ nieodłącznym przodków naszych był towarzyszem!

W dobie dzisiejszej, w dobie „wyścigu pracy”, w dobie, gdy myśl ludzka poczyna przenikać w najgłębsze tajniki przyrody, a lokomotywa okazuje się za wolnym środkiem lokomocji; koń, zdawałoby się, skazany został na zagładę. I, kto wie, czy już wkrótce nie wyłoni się potrzeba ogłoszenia jednego z województw wschodnich za teren, na którym koń będzie podlegał ochronie, na wzór „parków narodowych”.

Na szczęście, w nieszczęściu, tak źle nie jest. Polska, która od dwóch prawie wieków nie brała udziału w ogólnym „wyścigu pracy” — wyścig ten, narazie, by nie tracić czasu, na koniu kontynuować musi.

Wojsko, które przy użyciu najnowszych środków mechanicznych nie zapomina i o koniu — jest, i musi być, wzorem dla reszty społeczeństwa, w idei krzewienia miłości dla konia i szerzeniu kultu jazdy konnej.

1 p. strz. konnych, który całkowicie zaprzedał się tej idei w niewolę, każdy rok sportowy zaczyna wybitnie propagandową imprezą: biegiem myśliwskim św. Huberta. Przyczem ze względu na wielką frekwencję dzieli go na dwie partje, oficerską i podoficerską, o równych warunkach, trasie, organizacji i t. p.

Żeby dać możność zwolennikom biegów myśliwskich wzięcia udziału i w innych tego rodzaju imprezach, tegoroczny bieg, oficerski, odbył się 27 października pod hasłem: kto żyw, na koń!

Wyzwanie pułku skwapliwie zostało podjęte i na start stanęło 74 jeźdźców, w tem 13 amazonek, 9 panów czystej krwi cywilnej. Reszta, oficerowie i podchorążowie rezerwy oraz oficerowie pułku.

Według t. zw. „klucza partyjnego” – uczestnicy dzieli się na przedstawicielki, względnie przedstawicieli, klubu sportowego R. W., klubu podlaskiego S. K., ambasady amerykańskiej, poselstw szwedzkiego i norweskiego, mieszkańców stolicy, rezerwy, miejscowego i dalszego ziemiaństwa oraz kilku „dzikich”, to jest reprezentujących własną brawurę i zapał.

Prowadził „towarzystwo” — dowódca pułku, płk. Zakrzewski. Trasa biegu na przestrzeni 14-tu kilometrów, idąca przez lasy, łąki i pola, obfitowała w szereg przeszkód naturalnych, jak dwukrotna rzeka, rowy, zwalone pnie drzew, zjazdy piekielne i mniej ludzkie wjazdy, oraz w przeszkody ręką „strzałków” zbudowane. Nie zważając jednak na żadne przeszkody pędzono śmiało i bez duszy na ramieniu, a stale naprzód i naprzód. Niebawem też dopadłszy lisiego „matecznika” osaczono go ze wszech stron. Biedne lisisko, zaszyło się w krzak jałowcu i tam zdeterminowane oczekiwało na wynik poszukiwań.

Poszukiwania niedługo trwały. Dzielnie poczynająca sobie amazonka p. Jadwiga Fabrycówna – odziedziczywszy po ojcu generale, inspektorze armji, animusz rycerski i zapał myśliwski — zeskoczywszy z konia z triumfem wywlokła go przed oczy innych, mniej szczęśliwych myśliwców.

Wesoło, z kujawiaczkami, wracano do koszar, na bigos! Tam, w ujeżdżalni, huczna biesiada myśliwska okowitą a tańcami zaprawiana, zrównała wszystkie stany, udział w niej biorące.

Nic więc potem nie stało na przeszkodzie, by zrzuciwszy lisią krwią i „miękką rolą” zbrukane szaty, zebrać się ponownie w kasynie ofic. na dalsze, o przygodach w terenie, rozmowy.

Ciekawe musiały być te opowieści, gdyż snuły się w bardzo licznem towarzystwie i przy dźwiękach warszawskiej orkiestry do samego rana. A wszędzie górowały okrzyki: wiwat p. Jadwiga, wiwat amazonki, brawo „konni” cywile!

N. W-W.

Fotografie Narcyza Witczaka-Witaczyńskiego

Marsz na start uczestników biegu i start na błoniu

Przeprawa przez wodę uczestników biegu

Przeprawa przez wodę uczestników i bieg przejazd przez strzelnicę

Zwyciężczyni biegu i uczestnicy biegu oficerskiego

Zwyciężczyni biegu i powrót do Garwolina

Powrót uczestników biegu (u góry szosa w okolicach Sulbin, u dołu szosa w okolicy koszar)

Powrót ostatnich uczestników biegu i grupa młodzieży z „lisem”

„Lis”, płk Adam Zakrzewski i mjr Marian Fabrycy.

Zdjęcia Narcyza Witczaka-Witaczyńskiego pobrano z Narodowego Archiwum Cyfrowego. Artykuł pobrano z Polony, jego oryginał znajduje się w Bibliotece Narodowej.

Podziel się tym ze znajomymi! Poinformuj ich o garwolin.org

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *