Nieznany uczestnik wojen napoleońskich z Garwolina

Przytaczamy Wspomnienia z dalekiej przeszłości Bolesława Horodyńskiego (Warszawa 1925), zawierające opowieść o fabrykancie narzędzi rolniczych z Garwolina, który służył w wojsku Napoleona i był uczestnikiem jego wyprawy na Moskwę. Horodyński był powstańcem styczniowym, w wojnach napoleońskich nie mógł brać udziału, więc to, co zapisał, musiał od kogoś usłyszeć:

 

Wspominając wam generała Kurnatowskiego, przypomniałem sobie pewne zdarzenie charakterystyczne w którem, ów generał ciekawą rolę odegrał będąc już generałem rosyjskim.

Około roku 1854, rozdawano polakom uczestnikom wypraw napoleońskich, medale zwane „Ś-tej Heleny”. By otrzymać takowy, należało wykazać się dowodami u Konsula francuskiego z ówczesnej przynależności do armii napoleońskiej. Ojciec mój na mocy posiadanych dokumentów, otrzymał takowy. Dowiedział się o tem pewien fabrykant narzędzi rolniczych w Garwolinie; a że nasz majątek Starogród, leżał o kilkanaście wiorst od tego miasteczka, a ojciec często dawał narzędzia swe owemu fabrykantowi do naprawy, korzystając więc z tego, przybył on razu pewnego do ojca z prośbą, by mu dopomógł w otrzymaniu owego medalu, twierdząc że był również z Napoleonem pod Berezyną.—

— Owszem kochany Panie — powiada mu ojciec — ale trzeba żebyś przedstawił dowód, stwierdzający ten fakt.

— Cóż kiedy nieszczęściem, przed kilku laty, podczas pożaru fabryczki mojej, wraz z meblami, wszystkie papiery mi się spaliły.— Zasmucony rzekł fabrykant, a łzy jakby na dowód prawdziwości tych słów, zaświeciły w oczach tego żołnierza polskiego.

— Może żyje który z oficerów ci znajomych; który był twoim bezpośrednim zwierzchnikiem? — spytał ojciec, prawdziwie ujęty jego wzruszeniem.

— Ja służyłem wówczas w hułanach, jako kapral przy plutonie porucznika Kurnatowskiego — ale on podobnie jest ruskim Generałem więc napewno świadczyć niezechce.— Na to mój ojciec:

— Dobrze się składa, bo znam ówczesnego porucznika a dziś Generała; dam ci list do niego, a jeżeli udowodnisz mu, żeś był z nim pod Berezyną, to pismo od niego do Konsula, będzie dostatecznem, byś tak upragniony medal otrzymał, a jako były polski oficer, odmówić ci tego niemoże.

W kilka tygodni potem, przyjechał ów pan do ojca, uszczęśliwiony z medalem na piersi, a radością malującą się na twarzy byłego hułana.—

— Ha, jak widzę potrafiłeś się kolego wylegitymować przed Generałem; opowiedz więc, jak tam było, bom bardzo ciekawy.

— Otóż panie pułkowniku—powiada—jak się zjawiłem w przed pokoju u pana Generała, lokaj zmierzył mnie od stóp do głowy i spytał dość szorstko — A co to takiego? — Ja wiedząc że mam list od pułkownika do generała, odpowiadam krótko po wojskowemu: a oto, to, — i podałem mu pismo. Zobaczył adres i pieczęć, wszedł do pokoju a po paru minutach wyszedł ale tym razem już grzecznie wprowadził mnie do salonu gdzie wszedłem już pewnym krokiem. Pokój pięknie umeblowany, dywan prawie od ściany do ściany, obrazy, lustro od podłogi do sufitu — tak wszystko wspaniałe, że mnie mrowie przeszło, i zacząłem już myśleć jakby ztąd się wycofać, gdy naraz drzwi się otworzyły, i wszedł szybko Generał. Wstałem na równe nogi, ale Generał bardzo grzecznie, wskazał mi na krzesło bym usiadł, i zaraz zapytał.

— Podobno pan byłeś ze mną pod Berezyną.

— Tak panie Generale w 12-m roku.

— Możesz mi pan przypomnić jaki szczegół z tej naszej wyprawy?

Tak panie Generale — powiadam — jak, w powrotnym marszu prześliśmy most na Berezynie, skręciliśmy na prawo i zatrzymaliśmy się by koniom dać wytchnąć, kiedy prawie w tejże chwili, przycwałował do nas artelerzysta na zaprzęgowym koniu z prośbą o pomoc do wyciągnięcia dwóch armat ugrzęzłych w błocie. Wtedy pan Generał mnie przyzwał, rozkazał wziąść dwudziestu hułanów i pośpieszyć z ratunkiem do armat — Wtem Generał spojrzał na mnie tak srogo, że mnie mrowie przeszło i zapytał — No i cóż zrobiliście z armatami?—Panie Generale—powiadam — szesnastu artelerzystów i nas dwudziestu hułanów, pracowaliśmy z całych sił, a armaty ani rusz z błota; a tu naraz, dwie sotnie kozaków o jakie pół wiorsty, pędzi na nas — i lada chwila, nas w plen wezmą. Widzę że armat nie ruszę, a kozaków ze cztery razy tyle co naszych żołnierzy, więc żeby chociaż ocalić co było można, kazałem konie odciąć, i przyprowadziliśmy do naszego szwadronu. Ledwiem to wymówił, a ten jak nie skoczy do mnie z pięściami, jak nie krzyknie na mnie: to to ty łotrze, oddałeś nasze dwie armaty w ręce nieprzyjaciela?

W tej chwili panie Pułkowniku straciłem głowę, przestraszony, zrywam się na równe nogi, staję frontem jak za dawnych czasów, zapominam że jestem u Generała i mówię — Panie poruczniku, ja przecież meldowałem, zaraz żem armaty zagwoździł i na nic im się nieprzydadzą.— Jakiem to tylko powiedział, tak Generał wśmiech, oburącz posadził mnie z powrotem na krześle, i powiada. Teraz kolego przekonany jestem żeś to ty właśnie owe armaty przy Berezynie zagwoździł, zaczekaj więc tu chwilę. Generał wyszedł do drugiego pokoju i w jakie dziesięć minut, przyniósł list z lakową pieczęcią, a oddając mi powiada — zanieś to kolego do Konsulatu francuskiego, a już teraz bez żadnych trudności dostaniesz ten jak widzę, tak upragniony medal, nam testamentem na wyspie Ś-tej Heleny przez Napoleona I-go zapisany a obecnie przez Napoleona III – go stosownie do woli stryja wręczony.

Uważałem dobrze — panie Pułkowniku co Generał mówił, żeby dokumentnie zapamiętać jego słowa i powtórzyć panu pułkownikowi. Jak skończył mowę chciałem go w rękę pocałować, ale cofnął rękę i powiada: — Na to nie pozwolę kolego, i skinął głową, ja odpowiedziałem po żołniersku i wyszedłem do przedpokoju, a nie czekając na lokaja, sam sobie drzwi otworzyłem i jak chłopak ze szkoły, z promocją po trzy schody przeskakując na ulicę wybiegłem a w kwadrans byłem w Konsulacie. Woźny polak który mówił po polsku po oddaniu listu mojego, powiedział, że przyszedłem w szczęśliwą godzinę, bo sam konsul przygotował medal, a urzędnikowi kazał zaraz wypisać świadectwo. W pół godziny czasu sam konsul przypiął mi na piersiach ten medal który tu przypięty będzie do zdarcia surduta. Teraz tylko należy się podziękować panu Pułkownikowi i z temi słowy, chciał ojca w rękę pocałować ale stary polski Pułkownik niechcąc naśladować rosyjskiego Generała, chwycił obręcz medalistę za głowę i pocałował go w oba policzki.

 

Fragment książki pobrany z Polony. Książka jest dostępna w Bibliotece Narodowej. Fragment obrazu Berezyna autorstwa Wojciecha Kossaka.

Podziel się tym ze znajomymi! Poinformuj ich o garwolin.org

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *