Problem mieszkaniowy w Garwolinie po II wojnie światowej (cz. 1)

Ta historia dotyczy problemu mieszkaniowego Garwolina po II wojnie światowej. Opowiemy o nim na przykładzie garwolińskiego „tramwaju” (cz. 1) i wykorzystania przez cywili byłych wojskowych koszar (cz. 2). Pani Hannie Szostak dziękujemy za udostępnienie zdjęcia „tramwaju”. Jeżeli posiadają Państwo wspomnienia dotyczące tego problemu, to zachęcamy do dzielenia się nimi na naszym portalu.

Po II wojnie światowej mieliśmy w Polsce wiele problemów. Jednym z nich była kwestia mieszkaniowa. Zbombardowanie i spalenie Garwolina we wrześniu 1939 r. i lipcu 1944 r. spowodowało zniszczenie wielu domów i mieszkań. Część mieszkańców miasta zatłoczyła ocalałe budynki, część wyjechała, żeby w innych stronach szukać dachu nad głową. Inni próbowali odbudować swoje domy. W 1955 r. w miesięczniku „Architektura” narzekano na chaotyczną odbudowę miasta i na nędzny wygląd stawianych domów. Stworzono też wtedy nowy projekt zagospodarowania centrum miasta.

Władze komunistyczne z jednej strony, utrudniały prywatnym osobom budowę nowych domów, z drugiej strony, wykazywały się nieudolnością w budowie bloków. Realizowały głównie swoje polityczne plany i przedkładały je nad potrzeby zwykłych ludzi. Dobrym przykładem jest budowa garwolińskiego domu kultury w 1954 r., czyli kilka lat przed postawieniem pierwszego bloku na ul. Długiej 12 (koniec lat 50.).

Problemy mieszkaniowe Garwolina z lat 50. zostały opisane w dwóch artykułach prasowych. Władysława Majewska opublikowała na łamach „Zarzewia” (1958, nr 1, s. 4-5) tekst  pt. Reportaż z zapomnianego miasta, w którym przedstawia problem mieszkaniowy Garwolina. W tym samym roku Alicja Solska opublikowała w „Trybunie Ludu” (1958, nr 76, s. 3) artykuł pt. Decentralizacja to nie partykularz – sprawy nieobojętne. Za tym enigmatycznym tytułem krył się ciekawy opis zmiany przeznaczenia wojskowych koszar.

Oba teksty przestawiają sprawę problemów lokalowych naszego miasta, oba warte są przeczytania, ponieważ pisane były w czasach chwilowej odwilży. Niestety, prawo autorskie nie pozwala nam na ich skopiowanie, dlatego zostaną poniżej jedynie omówione. W tym wpisie omawiamy ten pierwszy.

Władysława Majewska rozpoczyna swój tekst od krótkiej refleksji nad tym, co ciekawego w Garwolinie mógłby sfotografować turysta. Do naszych osobliwości zalicza stado gęsi pasące się na błoniach i chłopów na furach ubranych w kożuchy i baranice. Następnie autorka przypomina świetlaną przeszłość garwolińskiego kuśnierstwa i historię miasta. Majewska dotarła do Garwolina autobusem PKS, po czym udała się na poszukiwanie lokum, w którym mogłaby się zatrzymać. Znalazła dom noclegowy o znamiennej nazwie „Pod Pchełką”. Nocowała w jednej izbie z dwoma osobami: dziewczynką i chrapiącym mężczyzną, a pokój ogrzewany był piecem typu „koza”. Warunki ją trochę przeraziły, ale lepszego hotelu w mieście nie było. Wydaje się, że opisane przez Józefa Ignacego Kraszewskiego garwolińskie zajazdy przedstawiały w połowie XIX w. lepszy stan niż te dwudziestowieczne.

Następnego dnia reporterka zaczęła się rozglądać po naszym mieście i natknęła się na budowlę zwaną garwolińskim „tramwajem”:

Garwoliński „tramwaj” nie jest podobny do warszawskich, chociaż niemniej od nich zatłoczony. Garwoliński „tramwaj” to po prostu długi rząd jarmarcznych budek, w których mieszkają ludzie od 18 lat [od 1940 r.]. Rodziny z dziećmi, wdowy, starcy. Ciasnota tu taka, że gdy jednemu robotnikowi umarła żona, to połowa trumny stała na dworze, w mieszkaniu się nie mieściła. Ściany budek są tak cienkie, że zimą ludzie marzną prawie tak jak na polu. Wokół budek brud i szczury. Podkradają się nocami do „tramwaju”, gryzą dzieci.

W „tramwaju” mieszkali najubożsi mieszkańcy naszego miasta: sprzątaczki, woźni, emeryci i robotnicy.

„Tramwaj”

Zdjęcie udostępniła p. Hanna Szostak

Zdjęcie „tramwaju” z artykułu W. Majewskiej

Następnie reporterka opowiedziała historię pierwszego bloku budowanego w mieście. Milicja musiała pilnować budowy, bowiem do niewykończonych jeszcze mieszkań wciskali się dzicy lokatorzy. Opisuje także rozgoryczenie mieszkańców „tramwaju”, gdy okazało się, że mieszkania na Długiej 12 dostali prominentni działacze polityczni, którzy wcale w trudnej sytuacji mieszkaniowej nie byli.

Majewska dalej opowiada, że latem 1958 r. wojsko opuściło koszary dawnego 1. Pułku Strzelców Konnych, umożliwiając wykorzystanie pozostawionych budynków do celów cywilnych, w tym do celów mieszkaniowych. W koszarach do zagospodarowania zostało 40 budynków. Dla Garwolina taki prezent był jak dar niebios! Niestety, bardzo wiele instytucji miało ochotę objąć w posiadanie te nieruchomości. Do zasiedlenia budynków szykowały się: spółdzielnia ogrodnicza, PKS, spółdzielnia spożywców PSS, sąd powiatowy, prokuratura oraz ludzie z „tramwaju”. Okazało się jednak, że koszary zostały oddane we władanie Ministerstwu Zdrowia, a to zamierzało w Garwolinie utworzyć szpital dla alkoholików. Taką decyzję oprotestowali garwolinianie, wysłali swoją delegację do Warszawy i ostatecznie tylko jeden z budynków po dawnych koszarach miał być przeznaczony na szpital zakaźny, a reszta miała zostać przekazana do dyspozycji władz miejskich. Okazało się jednak, że miasto nie posiada wystarczających środków na remont pomieszczeń.

Łażę po zachlapanych błotem uliczkach i zadaję sobie to pytanie [Co może przynieść Garwolinowi rok 1958?] . Przede mną wznosi się piękny dom kultury, pomnik ubiegłych lat. Kosztował 3 miliony złotych. Kiedy zapytałam paru garwoliniaków, co się w nim robi, i czy oni tam chodzą, odrzekli: ano dom stoi, a my nie chodzimy, bo mamy inne zmartwienia. I tak oto poza salą kinową piękny dom stoi przeważnie pusty i kultura jakoś nie wzrasta. Po obu stronach głównej ulicy ciągną się rzędy drewnianych budek. Zza brudnych szyb wyglądają wyszarzałe towary, pasmanteria, cukierki, nylonowe torebki. W głębi za tymi sklepikami, państwowymi i prywatnymi, mieszkają ludzie, którzy w piwnicach w zaduchu i brudzie trudnią się swoim rzemiosłem. Owoce ich pracy – kożuchy, możemy oglądać na warszawskich bazarach.

Zdjęcie domu kultury z artykułu W. Majewskiej

Autorka reportażu u władz miasta szukała odpowiedzi na pytania, dlaczego miasto jest zaniedbane i jaka jest jego przyszłość. W odpowiedzi usłyszała mantrę o bezrobociu, biedzie i złej sytuacji mieszkaniowej. Na rozwój pozytywny wpływ miałoby ulokowanie w mieście lub okolicy jakiejś fabryki, ale na żadną nie było widoków. Pozostawały więc drobne przetwórstwo i warsztaty remontowe. Pojawiały się też pomysły utworzenia spółdzielni garbarsko-kuśnierskiej, aby z najbardziej słynnego garwolińskiego rzemiosła uczynić koło zamachowe do rozwoju lokalnej gospodarki.

Artykuł kończy się całą listą bardzo konkretnych zarzutów pod adresem lokalnych władz samorządowo-partyjnych. W nich autorka widziała powód zacofania miasta.

Podziel się tym ze znajomymi! Poinformuj ich o garwolin.org

One thought on “Problem mieszkaniowy w Garwolinie po II wojnie światowej (cz. 1)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *