Nastawienie rodziców do nauki szkolnej dzieci

Wpis ten dedykujemy wszystkim, którzy nie lubią lub nie lubili chodzić do szkoły.

Warunki nauki w szkole wiejskiej w Trzciance realistycznie opisał Teodor Kaczyński w książce pt. Z żółtym kuferkiem (jej lekturę wszystkim gorąco polecamy). W 1938 r. w naukowym kwartalniku „Przegląd Socjologiczny” (zeszyt 1-2) ukazał się artykuł Józefa Chałasińskiego pt. Szkoła w społeczności wiejskiej. Autor zamieścił w nim wyniki swoich badań terenowych na temat warunków, w jakich uczą się wiejskie dzieci. W swojej pracy autor cytuje osoby, z którymi robił wywiady. Dane osobowe tych osób zostały utajnione, ale my i tak dowiadujemy się ciekawych wiadomości o nastawieniu rodziców do nauki szkolnej własnych dzieci. Poniżej cytujemy fragmenty tego artykułu.


«Pomimo przekonywań ojca — pisze nr 1150/86 Wici, ur. w 1914, córka 20-morgowego gospodarza z pow. Garwolin, z 7 oddziałami szkoły powszechnej — ja ze swego nie ustąpiłam kiedy nadszedł dzień zapisu do szkoły w R. ja zostawiłam bydło na pastwisku i przyszłam do domu zaznaczając, że stanowczo dziś bydła nie pasę, bo idę się zapisać do szkoły. Za co wlał mi ojciec parę pasów, musiałam zrezygnować ze swego postanowienia i pójść z płaczem do bydła, ale serce matczyne zawsze było czułe, wystarała się sama o przyjęcie minie do szkoły, zapłaciła wpisowe, pomimo, że narażała się na kłótnię z ojcem. Dn. 3 września 1926 r. poszłam pierwszy dzień do szkoły w R».

Życiorys nr 1095/115 Dz., którego autor nie pochodzi z biedoty wiejskiej, lecz jest synem zamożnego gospodarza z pow. garwolińskiego, ilustruje doskonale drogę konfliktów z rodziną, na jakiej autor zdobywa sobie pozycję prymusa w szkole, którą przejęty jest do głębi i która jest trzonem jego społecznej osobowości w okresie szkolnym. Zajęcia związane ze szkołą narażają go na ciągłe konflikty z rodziną, lekcje odrabia w polu, w życie, dokąd chroni się przed okiem rodziców. To też rozstanie się jego ze szkołą jest dla niego zamknięciem okresu życia, na którego kontynuowanie w domu nie ma miejsca.

Życiorys ten ilustruje, czym uspołeczniona szkoła wiejska może się stać dla młodzieży wiejskiej przy oddanym jej nauczycielstwie, a jednocześnie jak tragiczne staje się przywiązanie dziecka wiejskiego do szkoły, która, rozbudziwszy je i pokazawszy piękniejszy świat, oderwawszy je od tradycyjnej społeczności wiejskiej i oddaliwszy je od niej — zostawia je samo w opuszczeniu.
«Do szkoły — pisze wyżej wspomniany autor — szedłem zawsze jak na odpoczynek i wesele, a każda przerwa w nauce, jak wakacje, ferje świąteczne i t. p. były dla mnie nudą, bo za szkołą zawsze tęskniłem. To też, gdy nadeszło zakończenie roku szkolnego, trudno mi sobie było uprzytomnić, że dla mnie wakacje te, które teraz nadchodzą nigdy się nie skończą, że już nigdy nie wrócę do ławy szkolnej i że nie zejdę się z kolegami i koleżankami, że to już koniec mych lat szkolnych, na każde takie wspomnienie łzy stawały w oczach. Nareszcie przyszedł ten czas, że i nas pożegnali koledzy z młodszych oddziałów., jak i my rok rocznie już od pięciu lat żegnaliśmy 7 oddział. Po rozdaniu świadectw, które nastąpiło około południa 15/VI 1934, pożegnaliśmy się z młodszemi oddziałami, a przeważnie z klasą VI-tą i z nauczycielstwem, dziękując całemu personelowi nauczycielskiemu za prace położone koło naszego umysłu, odbierając od każdego życzenia, aby jak najlepiej powodziło się nam w życiu, po pożegnaniu się między sobą, rozeszliśmy się do domu, każdy ze łzami w oczach. Do domu szedłem sam, gdyż Janek był w tem czasie na egzaminie, zdawał on do gimnazjum. Płakałem idąc do domu i dał bym za to nie wiem oo, żebym mógł być takim szczęśliwym jak Janek, lub żeby mi się choć jeszcze ze dwa lata szkolne wróciły. Ukończyłem szkołę z dostatecznym wynikiem i było to smutne dla mnie, że tylko na taki stopień zasłużyłem, lecz świadectwem tem cieszyłem się także, bo ono było dla mnie nie tylko świadectwem ukończenia szkoły, lecz także świadectwem pokonania wszelkich, trudności, jakie miałem do pokonania, a pomimo wszystko szkołę ukończyłem.

Gdym kiedy wspomniał rodzicom, ażeby mnie posłali do wyższej szkoły, śmieli się ze mnie, mówiąc, że poszlą mnie na drugi rok torfu kopać, gnoju wozić i t. p., a i w tym roku będzie jeszcze dosyć roboty, to będzie dla mnie dobra szkoła. Więc przy pracy marzyłem tylko jakto Janek teraz spokojnie się uczy, nic nie ma do roboty tylko jedną naukę. A przecież i ja gdybym był na jego miejscu, też nie potrzebowałbym się kryć z nauką gdzieś w polu i nie łajanoby mnie za czytanie książek, od nauki nie naganianoby mnie do roboty».

Fragment artykułu pobrany ze Śląskiej Biblioteki Cyfrowej.

Podziel się tym ze znajomymi! Poinformuj ich o garwolin.org

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *