Szwedzkie dzikusy i inne kłopoty Garwolina

Kiedy wiatr historii zaczyna nam wiać w oczy…

czyli czym był Potop Szwedzki dla Garwolina i o niemądrej decyzji kanclerza Zamoyskiego.

W życiu ludzi nic nie jest dane raz na zawsze. Podobnie z życiem miast. Jednym z najgorszych nieszczęść w ich historii są wojny, a z drugiej trzy grosze kłopotów potrafią dorzucić decyzje odgórne. To nie II Wojna Światowa, a Potop Szwedzki był w historii największym kataklizmem, który podniszczył nasz Garwolin. A z decyzji odgórnych, które bardzo zaszkodziły naszemu miastu wymieniłbym niezrozumiały dla nas pomysł kanclerza Zamoyskiego. Po tym, co zrobił, nie jest już naszym bohaterem.

Fragment Lustracji Garwolina z 1660-1661
Źródło: Lustracje województwa mazowieckiego XVII wieku / wyd. Alina Wawrzyńczyk, Warszawa 1989

Garwolin rozwijał się całkiem dobrze mimo przydarzających się pożarów. Przypomnieć warto, iż w 1565 r. najliczniejsi byli tu piwowarzy, było ich aż 63. W następnych dziesięcioleciach ich liczba zwiększa się do 160. Nie liczę wielu piekarzy, kowali, krawców, prasołów (handlarzy solą – jednym z głównych produktów ówczesnej wymiany), czapników i innych. Rolnictwo nie było zatem podstawą istnienia. Garwolin stawał się centrum produkcji piwa, byliśmy silną marką finansową w Polsce. Taki Okocim, Żywiec i Warka w jednym po naszej stronie Wisły. Sprawy szły dobrze. Zwłaszcza, że nutka omijania podatków nie była nam i wtedy obca, stąd w trakcie lustracji majątkowej napisano: „w każdej wsi królewskiej ku Garwolinowi należących jest piwowarów wiele które słody mielą w młyniech garwolińskich ze zboża pospolitego, tego nam nie ukazano, aniśmy się do tego dowiedzieć mogli”.

Pomnik Jana Zamoyskiego w Zamościu
Fot. Roman Talarek

Dziesiątki lat żmudnego budowania. I wtedy spada na nas grom z jasnego nieba! Jan Zamoyski kanclerz koronny nakazuje przenieść słodownię, browar, czyli całe know-how w 1583 r. z Garwolina do Zamościa! Jako właściciel Zamościa chciał ten dochodowy biznes mieć u siebie. Pół żartem pół serio wypada złożyć rachunek piwowarom ze Zwierzyńca i producentom późniejszej „Perły” za wiedzę, którą ich poprzednicy wywieźli z naszego terenu. To jedno z głupszych posunięć wyhamowujących nasze kierunki rozwoju na ponad 200 lat, do czasu, kiedy zaczęto rozkręcać biznesy z futrami i kożuchami. A to już temat na nową opowieść o kuśnierzach.

Mała, osobista dygresja. Jako młody człowiek poznałem w roku 1993 r. senatora hr. Jana Zamoyskiego, w prostej linii następcę Kanclerza. W rozmowie okazałem swoje garwolińskie oburzenie. Pan Jan z dobrotliwym uśmiechem próbował bronić przodka, iż jako jeden z najbogatszych magnatów w Rzeczypospolitej mógł nawet nie zauważyć tego faktu. Pozostałem nieprzekonany.

Jednakże największym nieszczęściem na przestrzeni wieków okazał się dla nas Potop Szwedzki. Jako społeczeństwo przeżyliśmy zabory, powstania i dwie wielkie wojny światowe. To, co było wcześniej, zatarło się w zbiorowej pamięci. A przecież dla Mazowsza, dla Garwolina jednym z największych kataklizmów w ich istnieniu okazał się najazd Szwedów i późniejsze zagony księcia Rakoczego. To był dla mieszkańców prawdziwy koniec świata, jaki oni znali. Szwedzi, Siedmiogrodzianie i inni grabili, mordowali i wywozili wszystko, co się da. Kilka lat temu niski poziom Wisły w Warszawie odsłonił skarby, jakie płynęły do Gdańska i dalej do Szwecji. Dziki naród z Północy bogactwo renesansu zobaczył dopiero u nas.

Popatrzmy na skalę zniszczeń. W 1646 roku miasto – mimo złych decyzji Zamoyskiego – liczyło około 640 domów, po zawierusze potopowej pozostało ich… 50! Liczba zasianych ogrodów miejskich zmniejsza się z 77 do 5! Przez następne sto lat liczba domów zwiększyła się jedynie o 31… Powiało pustkowiem i czuć było biedę.

Fragment Mapy szczegółowej województwa mazowieckiego z 1783 r.

Dawny Powiat i okolice zamieścił kiedyś mapę Mazowsza z 1783 r. Widać na nim szlak handlowy przez Latowicz i dalej na południe omijając nasze ziemie. Nasza cherlawa droga toczyła się do Osiecka. Dalej na północ było już gorzej. I to był kolejny problem. Po durnej decyzji Zamoyskiego, po Potopie Szwedzkim, który zniszczył nam świat obok rolnictwa, nie mieliśmy źródeł zarobkowania. Jarmarki i targowiska to już było za mało. Na dwieście lat wylecieliśmy poza główne nurty rozwoju. Trzeba było nowych impulsów, a te zaczęły się pojawiać dopiero w dziewiętnastym wieku. Na lata pozostała nam ciężka praca.

Rozmyślania o historii Garwolina Romana Talarka

Podziel się tym ze znajomymi! Poinformuj ich o garwolin.org

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *