Parada: dwutygodnik ilustrowany Armii Polskiej na Wschodzie. Numer 11 tego pisma z 5 września 1943 poświęcony jest tematowi: Polska walczy od 1.IX.1939. Znaleźliśmy w nim fragment wspomnień z września 1939 r. znanego dziennikarza sportowego Jana Erdmana:
Narada odbywała się na kościelnym murku. Garwolin znikał z powierzchni ziemi systematycznie, nie za szybko nie za wolno, chałupa po chałupie, ulica po ulicy. Nie mogło być inaczej: budynki drewniane, ulice wąskie, wiatr w oczy…
Zgliszcza polewano kubełkiem. Z równym powodzeniem możnaby zorganizować zbiorowe plucie. Rozczochrane Żydówki błagały o ratunek. Ktoś z nas powstał.
– Zaraz wrócę.
I zaczął wynosić z ognia zapluskwione komody i posagowe pierzyny.
W Garwolinie – nie, właściwie pod Garwolinem – siedzieliśmy już cały dzień. To należało do programu. Od czasu kiedy płk Umiastowski zawezwał nas przez radio na plac Unii Lubelskiej wszystko szło według programu.
Przyszliśmy. Sami cywile. Nastraszeni, zaspani. Była północ.
– Wszyscy na Lublin. Wszyscy na Wschód!
Pomimo tragicznego polecenia odetchnęliśmy lżej. Dwa dni warszawski cywil był nikomu niepotrzebny. Przecież dwa dni temu policja wyrzucała nas z ogonka do PKU…
– Znaleźli się ochotnicy! Panie, to nie wojna bolszewicka, to nie 1920 rok. Dziś ochotników nie potrzeba, dziś idzie wszystko organizacją, porządkiem. Przyjdzie kolejka na pana – wezwą, napiszą gdzie się meldować, powiestkę przyślą. Teraz poczuliśmy się żołnierzami. Bo skoro otrzymaliśmy rozkazy, skoro polecono nam maszerować do Lublina – jesteśmy wojskiem. Nogi obrosły pęcherzami, ale szło się lekko. Byliśmy gdzieś potrzebni, ktoś nas oczekiwał, o nas myślał, na nas liczył. Na nieuzbrojoną, nie umundurowaną armię Warszawy.
W drodze byliśmy już dwie noce. Dzień przespaliśmy. Pod wieczór obudził nas powolny ścieg karabinów maszynowych. Trzy Czarne Krzyże pikowały na koszary garwolińskie, pięć na miasto. Jeszcze raz samotny posterunek opl odprowadził nurkowca długą serią. Potem zamilkł; już nikt nie przeszkadzał niemieckiej robocie.
Kolega wrócił z pożaru. Był spocony i miał pierze we włosach. Przysiadł na murku.
– Całe miasto diabli wezmą!
Wiedzieliśmy to oddawna. I to nie było ważne. Ważne było, gdzie szukać komendy dowództwa, wojska, wskazówek, organizacji, oparcia..
– Więc, co robimy?
– Skoro wiszą obwieszczenia, że „Warszawa będzie się bronić i mężczyźni, zdolni do noszenia broni mają wrócić do stolicy” – to chyba nie ma dwóch zdań. Trzeba wracać.
– A przecież pułkownik Umiastowski wołał: „Na Wschód!”. Jakże to pogodzić? Może to zdrada? Może Garwolin opanowała jakaś Piąta Kolumna?…
Tak medytowaliśmy do wieczora. Miasta już nie było. Pozostał biały kościół na placyku. Potem rozdzieliliśmy się.
Ci, co ufali głośnikowi ruszyli na Lublin.
Ci, co zdarli nogi rozpierzchli się po lasach.
Ci, co usłuchali obwieszczeń…