Rewizja z roku 1636 wymienia trzy karczmy. Czym były? Komu służyły? Co w nich sprzedawano? O tym będzie dzisiejsza cześć historii naszego miasta i jego okolic. Karczma zwana też szynkiem, tawerną, gospodą. Miejsce spotkań, odpoczynku, załatwiania interesów, można by powiedzieć spokojna przystań dla wędrowców i całej okolicy. W średniowieczu karczmy stanowiły nieraz nawet punkty obronny okolicy zaraz po fortyfikacjach i kościele. Ciekawostka taka że nasz parkan przy kościele (bynajmniej jego wcześniejsza forma) nie powstał w myśl estetyki tylko w ramach taktyki obronnej miasta. Wracając do karczm na terenie Rzeczypospolitej. Solidne budynki wznoszone były zazwyczaj z mocnych bali lub kamieni. Na zachodzie polski partery zazwyczaj murowane a piętra drewniane. Na wschodzie zaś dominowały głównie budynki drewniane. Karczma zazwyczaj posiadała stajnię i chłopców stajennych którzy zajmowali się końmi i wozami. Karczmarz zaś był w społeczności osobą posiadającą duże zaufanie. Można było przyjść do niego z każdym interesem, a on doskonale wiedział gdzie i u kogo kupisz najtaniej, gdzie znajdziesz fachowców od mokrej roboty, które córki są „przychylne” odwiedzającym miasto i wiele więcej informacji. Karczmarz posiadał jeszcze jedną ważną rzecz. Wiedział jak warzyć piwo. Piwo w tamtych latach było różnej jakości. Zazwyczaj karczmarze warzyli lepsze piwo niż na dworach pańskich, ale równej jakości z dworami księżowskimi. Tak jak pisał wojewoda poznański „gdzie wolny szynk bywał, zwłaszcza w księżych dobrach, Teraz i to odjęto i pić każą piwo. Którym by same trzeba diabły truć w piekle” chodzi tu o obowiązek „przymusu propinacji” czyli przymusu picia piwa ale na szczęście w naszym mieście nie spotkałem się, aby był stosowany gdyż dotyczył zazwyczaj wsi i miast szlacheckich. Piwo robiono głównie z jęczmienia i pszenicy, szczególnie zaś małopolska słynęła z piw pszenicznych i z wielkich tradycji i przepisów. Wracając do karczm. Mamy wzmianki w aktach o karczmie przy rynku i przy cmentarzu… ja wiem że picie przy cmentarzu to kiepski pomysł, ale gdy do Łaskarzewa ściągały pielgrzymki nawet z Kielc było to bardzo dobre miejsce na tego typu biznes. Karczma w Pilczynie jest zaznaczona na mapie z 1845.
Map odnośnie Woli Łaskarzewskiej i Podwierzbia jeszcze nie otrzymałem ale myślę że niebawem uda się to rozwinąć. Kroniki metrykalne potwierdzają piwowarów, szynkarzy i gorzelników w tamtym okresie na terenie parafii. Świadczy to o dość dobrze rozwiniętym przemyśle. Jak wiadomo nie wystarczy ugotować ziarno, dodać chmiel i czekać na piwo. Jest to bardzo skomplikowany proces, polegający na słodowaniu, zacieraniu, warzeniu, chłodzeniu i rozlewaniu. I nie zapominając o drożdżach. Warto wspomnieć że w tamtych czasach pasteryzacji nie znano i piwo miała około rok terminu ważności. Skoro karczmarze robili piwo na sprzedaż, gdzie zaopatrywali się w nie księża zamieszkujący miasto, wszak nie wypadało im kupować piwa na mieście. Otóż nasza plebania sama posiadała swój browar! Tak, mieliśmy browar w mieście. Był to specjalny budynek na terenie obecnej plebanii. Zawierał oprócz kotłów warzelnych też słodownie do słodowania ziarna pszenicy i jęczmienia. Jestem wręcz pewien że piwo to było doskonałej jakości. Gdyż na plebanii znajdował się dwór biskupi, a jak wiadomo jak się robi coś dla siebie to najwyższej jakości. Co innego piwo pochodzące z folwarków szlacheckich które było robione typowo na handel. Nie mówię, że każde szlacheckie było złe, ale są dokumenty które zdecydowanie mówią że lepiej piwo było brać od mieszczan z Garwolina, niż szlacheckie z dworu. Browar parafialny pobudowany został w okresie wojen szwedzkich, a w roku 1710 wymagał remontu. Niestety w dalszych kronikach brak informacji na jego temat ale wiemy z tabeli likwidacyjnej, że browar był na gruntach miejskich przy Starym Rynku.
No ale żeby nie było u nas tak kolorowo, był podatek nazywany miarami słodowymi. Była to powinność piwowarów miejskich na rzecz dworu biskupiego. Dlaczego tak było skoro na plebanii był browar? A no z bardzo prostej przyczyny, browary robił zazwyczaj jeden góra dwa rodzaje piwa. Biskup przyjeżdżając na wizytację mógł spróbować każdego piwa w mieście! Nawet jeśli piwowarzy dostarczali sam słód, czyli podstawę do wyrobu piwa to i tak każdy słód był innej jakości, mógł być palony, mieszany, dosłownie wszelaki. Z każdego wychodziło inne piwo. Tak jak z sałatką jarzynową, przepis ten sam, ale smak zawsze inny. Od każdych cztery korcy, pół korca należało oddać do dworu. Niestety w drugiej połowie XVII wieku nie mieliśmy przywileju na propinację i odebrano nam prawo wyrobu trunków na handel. Wcale to nie oznacza że przestaliśmy wyrabiać piwo i gorzałkę. Każdy obywatel miał prawo wyrabiać trunki dla siebie, a że się nagle beczka naszego piwa znalazła u sąsiada, a u nas dwa jego świnioki to już inna historia…
Mieszczanie radzili sobie bardzo dobrze w szczególności jest wiele wpisów do Komisji Spraw Wewnętrznych i Policji z XIX wieku, o nielegalną produkcję gorzałki i sprzedaż w dni jarmarczne. Biorąc pod głębsza analizę sprawy pana Krychowicza. Gościł on u siebie ludzi przyjeżdżających na jarmarki w Łaskarzewie i wystawiał garkuchnię w której przygotowywał potrawy. Ludzie płacili mu za nie większe pieniądze, a on sam częstował ich swoimi wyrobami. Policja interweniując nie mogła się doczepić gdyż wszyscy mówili że są jego znajomymi i rodziną i dają mu pieniądze za jedzenie, nie za alkohol którym ich częstował z dobroci serca. Można? Można, trzeba tylko chcieć.
Mieszczanie musieli jeszcze płacić czopowe czyli taką ówczesną akcyzę za alkohol. Cytując wikipedię: „Szlachta za alkohol na własny użytek: warzone u siebie piwo, sprowadzane wino i miód z własnych pasiek nie płaciła tego podatku. Zwolnienia te nadał Zygmunt I w 1511, a w 1567 Stefan Batory potwierdził, że dochody propinacyjne szlachty pochodzące z ich dóbr ziemskich są nieopodatkowane. Wynikało to z ogólnych zwolnień podatkowych dla tego stanu (z wyjątkiem poradlnego). W efekcie opodatkowani czopowym byli tylko mieszczanie i karczmarze ze wsi rządowych i duchownych. Jednak uniwersał poborowy z 1613 stanowił, że nawet szlachta i starostowie płacili czopowe od piwa warzonego na wyszynk w będących ich własnością domach położonych w miastach” Łaskarzewiacy płacili wtedy czopowego czyli akcyzy sześćdziesiąt cztery floreny i dwadzieścia dwa grosze w roku 1569. Jeden floren ważył około czterech gramów. Porównując to do zarobków to w tamtym okresie urzędnik zarabiał około dziesięciu florenów rocznie. Czyli daje to nam jak widać, sześć rocznych pensji urzędniczych, a jak to się odnosiło do ludu prostego? Bywało że chłopi przez całe życie nie widzieli florena na oczy, było tak gdyż nie gromadzili takich sum, tylko posługiwali się po prostu drobnicą. Dla porównania w Stężycy która była największym miastem okolicy i pełniła funkcję obecnego miasta powiatowego, że tak porównam. Czopowego płacone było pięćdziesiąt florenów, dalej Maciejowice florenów trzydzieści, Żelechów dwadzieścia dwa. Gdy miasto doznało już pierwszego upadku w Łaskarzewie odbywało się aż dwanaście jarmarków na św. Kazimierza, w Niedziele Kwietniową, Na Podwyższenie Krzyża, w Niedziele starozapustną na Zielone Święta, na św. Piotra i Pawła, na św. Annę pod jej wezwaniem był kościół na Gorczycewie, na Wszystkich Świętych i na św. Franciszka i św. Andrzeja. Osobiście byłbym za tym żeby przywrócić kilka tych odpustów w mieście. Zawsze to i pieniądz większy, a i okazja aby świątynię w mieście odwiedzić.
Rok 1768 ciężkie czasy dla miastowego przemysłu alkoholowego i mieszczan się tym trudniących. Jedna karczma w mieście. Gdzie? W ratuszu a jak! Chciałby to widzieć w dzisiejszych czasach jak jedno małe piwerko, ewentualnie siedem i idzie się składać wniosek o 500+. Albo jak ktoś idzie opłacić coś do kasy miasta, wraca do domu żona pyta opłaciłeś? Nie, wydałem w karczmie wszystko.
Kwestia Żydów i karczm. Utarło się że jak karczma to żydowska. No u nas w okolicy nie do końca tak było. Większość szynków prowadzili Polacy, gdyż Żydzi mieli zakaz osiedlania się w mieście. Na terenie gminy zaś oczywiście byli, bo prawo zakazu ich nie obowiązywało. Na podstawie indeksu metryk parafii szynkarzami byli na Wanatach w roku 1811 Herszkowicz Dawid i jego żona Hana z domu Frajmowicz, oraz na Przyłęku Gutman Józko i jego żona Seywa Moszkiewicz. Z czego Józko był też najemcą. Powołując się na dzieło Krystyny Kubiak o Łaskarzewie jest tabela zysków z dzierżawy propinacji w latach 1811-1865, sięgała ona od czterech tysięcy złotych do dziewięciu tysięcy, zaś w rublach od czterystu siedemdziesięciu do prawie półtora tysiąca. Ten kto wynajmował karczmę w ratuszu jako jedyny miał prawo sprzedaży alkoholi na mieście. Istny monopolista, stąd duża liczba oskarżeń w aktach odnośnie nielegalnego obrotu trunkami w mieście. Cytując fragment „nikomu nie wolno sprowadzać żadnych trunków krajowych pod karą konfiskaty i podwójnej opłaty ich wartości na rzecz dobra dzierżawcy”. Wielokrotnie hrabina Rusocka próbowała przejąć monopol na sprzedaż trunków w mieście, ale na szczęście bezskutecznie. Zaś w potwierdzeniu przywilejów miasta czytamy że; „Obywatele Miasta Łaskarzewa; ….. dawnych z dawna jak tylko Miasto Łaskarzew powstało dla tegoż przywileje nadane były, zawsze każdy Obywatel wolny był wódkę palić, piwo robić y szynkować o czym wszystkim Obywatelom …… nie wygasła pamięć y jest wiadomo zdakomych powodów mieli Obywatele użytek na wsparcie”
Sebastian Paśnicki – historyk, społecznik, pasjonat historii lokalnej i rzemiosła. Prywatnie mąż i ojciec dwójki dzieci.
Fot. Karczmy Polskie / zbiory AGAD