Dziś dzień pierwszego listopada – dzień wspomnień o swoich najbliższych, których z nami nie ma, dzień w którym czas płynie wolniej, a przy grobach jakby się nawet na chwilę zatrzymywał. Dzień, w którym potrafimy się spotkać z rodziną, z którą w każdy inny dzień prócz świątecznych ciężko się zorganizować, porozmawiać powspominać o tych, których pamiętamy i zapytać o tych, których pamiętać mogą Ci, którzy są w rodzinie nieco starsi.
Cmentarz zamienia się wówczas w żywą pochodnię pamięci o nich, o tych, którzy stąpali po naszych ziemiach, o tych, którzy krzątali się po pokojach naszych domów, o tych, bez których by nas nie było.
Warto się przez chwilę zastanowić o tym jak go przeżywamy i co jest w nim najważniejsze, czy to, że nasz znicz zaświecony na grobie będzie najbardziej okazały, czy to czy będzie stał w widoczniejszym miejscu czy gdzieś z boku, czy będzie z melodyjką czy bez, czy świecił ogniem, a może jakieś elektroniczne narzędzie na baterie będzie wspomagało to światło, czy będzie na nim już Mikołaj, choinka, aniołek, czy kwiatuszek.
Czy jednak w dniu tym nasi bliscy zmarli potrzebują największą liczbę zniczy na pomniku, czy potrzebują mieć więcej zniczy niż osoba, która leży obok? Wydaje się, że to nie jest najważniejsze choć niewątpliwie świadczy o naszej pamięci. Nie dajmy się jednak zwieść mechanizmom biznesu cmentarnego, bo to czy przyniesiesz na grób znicz za 50 zł czy zaświecisz znicz za 3 zł kompletnie dla zmarłego nie ma znaczenia. Najważniejsza dla niego jest Twoja obecność, pamięć i modlitwa w jego intencji. To najlepsza świeczka jaką możesz zaświecić zmarłemu, ta którą nosisz w sercu, ta – którą w skupieniu nad grobem skierujesz wprost do nich nie patrząc na to czy ktoś Cię widzi, czy ktoś obserwuje to jak jesteś ubrany i kiedy Ty obserwujesz jak ubrani są inni.
Celebruj to święto w taki sposób, w jaki chciałbyś by celebrowano kiedy Ty umrzesz. Kwestią czasu jest to kiedy my tam będziemy, a kwestią tego jak będzie to święto obchodzone w przyszłości będzie to jak Ty je obchodzisz dzisiaj. Twoje dzieci, wnukowie Cię obserwują – te wzorce, które im przekazujesz dzisiaj będą powielane za kilkanaście, może kilkadziesiąt lat kiedy Ciebie już nie będzie. Warto zastanowić się nad tym – czy godnie to święto przeżywamy.
Pięknymi są słowa zapisane przy bramie głównej wejścia na Cmentarz Powązkowski w Warszawie przypisywane kardynałowi Stefanowi Wyszyńskiemu. Mówią one, o tym, że „tam gdzie gaśnie pamięć ludzka, dalej mówią kamienie”. Ta sentencja bez obaw mogła by się stać tematem zadania maturalnego i gdyby tak się stało było by z pożytkiem dla wszystkich. To prawda z tą pamięcią i to prawda z tym kamieniem. Jak nikła jest nasza pamięć każdy z nas jest w stanie odpowiedzieć sobie na to pytanie we własnych myślach. Obrazy z życia zmarłych się oddalają rok do roku – im mniej o nich mówimy, im mniej ich wspominamy tym bardziej i odwrotnie – im więcej o nich mówimy – tym większa szansa na ich przetrwanie. Nie każdy jednak ma szansę na ich posiadanie, istnieje jednak szansa na ich odtworzenie – będące bodźcem do ich pobudzenia i zachowania.
Tym bodźcem jest właśnie genealogia – dyscyplina historii zajmująca się badaniem własnej rodziny. Dzięki właśnie niej poznajemy wiele nowych osób, które są z nami związane więzami krwi. Dzięki nim poznajemy historie związane z osobami, rodzinami, które przy stole mogą nie paść. W Twoich zatem rękach jest to, czy będziesz tym bodźcem, który te rozmowy zainspiruje, a pąki tych rozmów zaowocują. Nie bój się – dzisiaj już coraz głośniej o genealogii, więc coraz mniej osób zrobi ogromne oczy na wieść o tym, że chcesz coś wiedzieć – zwłaszcza w pow. garwolińskim, gdzie dzięki m. In. działaniom Garwolińskiej Grupy Indeksacyjnej dostęp do wiedzy o przodkach jest coraz bardziej dostępny. Nie bądź jednak biernym słuchaczem tych rozmów – bądź aktywny, dociekliwy, pytaj o ciekawostki, fakty, zdarzenia, zdjęcia i dokumenty. Jeśli ktoś Ci odmówi i się zniechęci – nie przejmuj się, to nie koniec przygody – odczekaj jak szok związany z chęcią posiadania informacji opadnie – zgłoś się za kilka tygodni – osoba, która Ci odmówiła zdziwi się, że nadal chcesz coś wiedzieć jednocześnie doceniając Twój upór i zacznie to traktować nie jako chwilowy zapał, ale rzeczywistą chęć ocalenia historii rodziny – również rodziny osoby pytanej.
Jednakże są sytuacje, gdy nikt nic nie wie – sytuacja wydaje się być bez wyjścia. Teoretycznie. Pozwól, że powiem Ci to na moim przykładzie. Mój największy ból młodzieńczych genealogicznych lat – Kazimierz Jędrych – mój dziadek. Tak się stało, że mój dziadek urodził się w 1906 roku, a więc 110 lat temu. Zmarł dawno temu, babcia jak miałem zaledwie trzy lata. W rodzinie rozpocząłem moją podróż po odpytywaniu jego dzieci – co się działo z dziadkiem, czemu nie wiedzą nic więcej. Historia była zawiła – dziadek był sierotą, zanim się urodził – jego ojciec zmarł, mama zmarła chwilę po ojcu – wychowywali go „obcy” i to było wszystko czego mogłem się dowiedzieć od krewnych. Nie spocząłem na laurach – zacząłem drążyć temat – tu z pomocą przyszła mi genealogia. Dzięki niej – zamiast w 1906 roku jestem w 1796 roku z perspektywami na dalsze poznanie losów rodziny.
Każdą z takich przygód traktuję jako dług wdzięczności za to, że jestem na tym świecie. Kilka lat temu zanim zacząłem się interesować genealogią zatrzymywałem się na początku XX wieku, czyli tyle ile pamiętali moi bliscy. Dzisiaj od taty strony Jędrychowie – 1796, Surmaczowie – 1786, od mamy strony Kowalczykowie XVIII wiek, Traczowie – podobnie.
Tam gdzie gaśnie pamięć ludzka zaczynają mówić kamienie – rozszerzam tę myśl o swoją – tym kamieniom podpowiada genealogia, która pozwala na te kamienie spojrzeć innym wzrokiem. Genealogia, która nie tylko jest suchym tekstem o tym kto kiedy urodził się, wziął ślub i zmarł, ale całość naszych zebranych informacji wokół rodziny. Nie zmarnujmy tej szansy jak również nie zmarnujmy okazji by wspominać lub zastanawiać się nad innymi osobami, które spoczywają na cmentarzu.
Na myśl mi przychodzi właśnie grób, przy którym zatrzymałem się 24 lipca tego roku na cmentarzu w Garwolinie. Cmentarz ten znam bardzo dobrze – czuję się tam jak wśród swoich i chętnie tam wracam – jednak na owym spacerze zatrzymałem się na dłużej przy grobie nieznanej mi wówczas Izy. Pomnik Izy jest nietypowy – przedstawia dziewczynkę, taką jaką Iza była. Po lewej jego części mamy zapisany cały smutek matki związany ze stratą tej dziewczynki. Kamień ten – o którym mówił kardynał Wyszyński przemówił – choć pamięci nie miało być prawa żadnej. Pamiętam ten dzień – kiedy wrzuciwszy zdjęcie Jej grobu na nasz profil zachęciłem do zatrzymania się przy innych grobach, swoich bliskich, ale nie tylko. Zdjęcia zaintrygowało a do nas odezwała się Dominika, która tylko utwierdziła nas w przekonaniu, że faktycznie kamienie mówią. Poznaliśmy losy dziewczynki, otrzymaliśmy zdjęcie grobu sprzed lat jak i jej wizerunek, dowiedzieliśmy się co było przyczyną jej śmierci oraz jakie emocje towarzyszyły temu nieszczęściu.
Ale to przecież jest Iza, to przecież jest jedna Iza, a na Cmentarzu w Garwolinie i w całej Polsce leży miliony osób – za każdą z nich kryje się historia. Owszem, nie każda jest szlachetna, ale wierzymy, że tam gdzie się spotkamy nie ma już osób lepszych i gorszych, ale większość, a nawet zdecydowana większość z osób ma za sobą ogromną historię.
Chcemy te historie raz, że poznać – dwa, że móc o nich opowiedzieć. To od Was zależy, czy je utrwalicie. Jeśli poddacie się, machniecie ręką – to ani my, ani Wy o nich nie usłyszymy.
Kamienie mówią, a my ich nasłuchujemy. Pamiętajmy jednak – że kiedyś o nas również kamienie będą mówiły – czy dobrze? To wciąż zależy od nas – to jak my będziemy zachowywać się wobec zmarłych osób znajdzie swoje lustrzane odbicie w tym, jak nasi potomkowie będą traktować nas. Czy warto zatem pędzić za pieniądzem czem prędzej skoro i tak tam pójdziemy równi sobie? Czy warto się gniewać na osoby, skoro czasem nie starczy nam czasu na to by powiedzieć „przepraszam”? Czy jeśli umrzemy nagle – bo nie znamy dnia i godziny – czy nasi bliscy nie będą żałowali, że nie wykonali pierwszego kroku w stronę przebaczenia?
Kiedyś miałem wykład w GOKU. Wspominam go do dziś bo to moje pierwsze publiczne wystąpienie o genealogii. Był rok może 2006 – pełna sala ludzi, ja mówię o temacie nieporuszanym dotychczas w Garwolinie – genealogii i mówię słowa – „Obejrzyjcie się dookoła – prawdopodobnie siedzicie koło własnych krewnych”. Z sali padają ironicznie słowa „No na pewno…”. Statystyka, bez zaglądania w metryki – nie kłamie. Jeśli przyjmiemy, że pokolenie ma średnio 25 lat to w 1600 roku mieliśmy ponad 130 tys. bezpośrednich przodków. A pewnie, że 1600 rok to daleko, ale księgi metrykalne w Garwolinie zaczynają się od 1610 roku. Spokojnie – nie ma takiej możliwości, że każdy z nas ma oddzielnych przodków – Ba! Kiedyś ludzi żyło dużo mniej – zatem naprawdę jest przeogromna szansa, że Ci co mają trwałe korzenie na ziemiach garwolińskich – pochodzący z Garwolina lub okolic są ze sobą spokrewnieni. Czy to nie jest wystarczający powód by się szanować? By móc kultywować wspólną tożsamość – polską jak i regionalną?
Przechodząc 1 listopada po cmentarzu miej tę świadomość, że nie idziesz trasą dobrze Ci znaną od punktu A- brama cmentarza – do punktów B, C, D itd. swoich grobów. Przechodzisz przez setki mini punktów – które również są Twoimi krewnymi. Nie każę Ci się zatrzymać przy każdym z nich – to nie możliwe, ale zatrzymaj się choć raz w roku przy jednym, który zawsze kiedy przechodzisz – zwraca Twoją uwagę. Spróbuj się coś o nim dowiedzieć, a kiedy spotkasz kogoś na grobie tej osoby – zapytaj się o tę osobę.
Kiedyś byłem na spacerze na cmentarzu w Osiecku, była letnia pora – spacerowałem z koleżanką od indeksacji. Przy jednym z grobów od godziny starsza pani pucowała grób. Powiedziałem do koleżanki „Zaczekaj chwilę”. Niestety dla koleżanki – chwila trwała dłużej. Wykazanie choć minimalnego zainteresowania o grobie bliskiej tej Pani osobie zaowocowało mnóstwem opowieści i anegdot z życia pochowanych w tym grobie. Ile to mnie kosztowało? Łyk odwagi i 30 minut, które za pewne nie zaliczę do zmarnowanych. Radość tej Pani, że ktoś się interesuje – niesamowita.
1 listopada to cudowny dzień, jedyny taki w roku – przez nas genealogów nazywany dniem genealoga. Zwolnimy tempo życia w nim, zatrzymajmy się na dłużej przy historii tych osób i dajmy powód, by przy nas za 100 lat też ktoś się zatrzymał. To serio zależy od nas.
Cmentarz w Garwolinie – wczoraj i dziś