mgr Piotr Rutkowski
Łódź 91347
ul Kniaziewicza 36
Informacja w sprawie mojego udziału w konspiracji i walkach AK
1. W połowie maja 1940 r. zostałem jako wysiedlony
z terenu woj. sieradzkiego przywieziony wraz z żoną
do Rębkowa, gdzie ulokowano nas w izbie
gospodarza Siudalskiego (obecnie w gospodarstwie
mieszkają synowie Józef i Władysław)
Tutaj poznałem kier. szkoły Juliana Kasperkiewicza
któremu powiedziałem m. i że jestem podchorążym
rezerwy w specjalności -łączność. Jesienią 1940 r.
w/w zaproponował mi wstąpienie do organizacji
wojskowej – ZWZ, na co wyraziłem zgodę. Przyjąłem
pseudonim ,,Jeleń” i złożyłem przysięgę.
2. Prawdopodobnie na początku 1942 r. J. Kasperkiewicz
poinformował mnie, że u mnie ma być zainstalowana
stacja radiowa nadawczo-odbiorcza. Urzadzenia
stacji /aparat, akumulator, przetwornica/ odebrałem
osobiście w Garwolinie z domu przy
wylocie do Rębkowa, załadowałem na wóz
i przywiozłem do mojego mieszkania w Rębkowie.
Montaż stacji odbywał się w mieszkaniu Siudalskiego
przez 2 monterów. Trwało to kilka dni i aby nie
wzbudzać podejrzeń obcych ludzi, umówiliśmy się , że
zakładamy światło elektryczne z akumulatora
co rzeczywiście miało miejsce.
-2-
Zarówno przewóz aparatury jak i montaż odbywał
się bez osłony zabezpieczającej.
Akumulator znajdował się stale w moim mieszkaniu
i był dowożony do ładowania w Garwolinie.
Pozostałe urządzenia przechowywałem dla bezpieczeństwa
w różnych częściach zagrody Siudalskiego (najwięcej
w stodole).
Sekcja radiowa składała się z 3 osób; prócz mnie
jako d-cy należał do niej Stanisław Witak z Rębkowa
oraz jeden żołnierz z Garwolina, z ul Wiejskiej
(nie pamiętam nazwiska – zginął jako żołnierz
Wojska Polskiego w 1944-45 r.)
Uruchamialiśmy kilka razy aparat odbiorczy
z własnej inicjatywy, słuchając komunikatów wojennych.
Ćwiczyliśmy trochę sygnalizacje Morsa.
Nie mieliśmy rozkazów w zakresie pracy aparatury
nadawczej.
Jeden raz w okresie późniejszym 1943/4 była
inspekcja u mnie. Na moje pytanie jakie jest
zadanie stacji otrzymałem odpowiedź, że należy
być gotowym do pracy.
Z inicjatywy J. Kasperkiewicza, prawdopodobnie
pod koniec 1943 r. przenieśliśmy urządzenie stacji
do gospodarstwa Rosłańca , który mieszkał w odosobnieniu,
za wsią.
Aparatura była ciężka, niewygodna zbudowana
stosunkowo wcześnie. Jak się później przekonałem
organizacja dysponowała oryginalnymi aparatami
o niewielkich rozmiarach, sprawnymi.
-3-
Nasza stacja miała chyba charakter rezerwowy, której
nie wykorzystano.
3. Przypuszczam, że był to 1943 r. otrzymałem od J. Kasperkiewicza
zadanie przygotowania i zabezpieczenia miejsca
na pracę radiotelegrafisty z własnym aparatem .
Tz, ,,granie” odbyło się na terenie majątku rolnego
w Rębkowie (,,kurniki”), gdzie razem z moim szwagrem
Gabrielem Okoniem mieliśmy izbę na noclegi.
Aparat radiowy nadawczo- odbiorczy był mały,
oryginalny, chyba angielski, a źródło prądugenerator
zainstalowany na rowerze.
Ochronę zorganizowałem jeszcze z jedną osobą
której nie pamiętam nazwiska.
O ile pamiętam to w Garwolinie była stacja
namiarowa do wykrywania tajnych radiostacji.
Po pewnym czasie zostaliśmy wezwani na
drugie ,,granie” przez tego samego radiotelegrafistę,
które odbyło się w mieszkaniu małżeństwa
nauczycieli w wiosce po stronie południowej
Garwolina (nie pamiętam dokładnie nazwy
wsi). Byłem tam ze St. Witakiem lub żołnierzem
z ul. Wiejskiej. Stanowiliśmy ochronę i było to
zarazem dla nas szkolenie.
-4-
4. We wspomnianych wyżej ,,kurnikach” na terenie majątku
Rębków była zmagazynowana broń – kilkanaście
ręcznych karabinów. J Kasperkiewicz postanowił
przenieść w/w broń do gospodarza po drugiej stronie
młyna za rzeką. Gospodarz ten (nie pamiętam
nazwiska) przyjechał wozem na który załadowaliśmy
w trójkę i późnym wieczorem przewieźliśmy do jego
zagrody. Tam broń zakonserwowaliśmy i włożyliśmy
do dołu wykopanego w ziemi.
Broń tą wydobyliśmy w okresie akcji ,,Burza”(lipiec 44 r)
i przewieźliśmy do oddz. Partyzanckiego AK w lesie
na północ od Rębkowa.
5. Chyba w 1943 r. brałem udział z drużyną na czele
której stał przypuszczam J. Kasperkiewicz w wypadzie
na tory kolejowe koło Rudy Talubskiej. Nie pamiętam
jakie było zadanie wypadu, raczej przypuszczam,
ze było to ćwiczenie-szkolenie.
6. Jak z. pow. wynika moim przełożonym był
J. Kasperkiewicz.
Razem z moją rodziną mieszkał w Rębkowie
mój szwagier – Gabriel Okoń. Myślę, że w II poł. 43 r.
prowadziliśmy nasłuch radiowy dot. sygnalizacji zrzutów
lotniczych.
Jeden raz uczestniczyłem ochotniczo w odebraniu
zapowiedzianego zrzutu, który jednak nie
nastąpił.
Był rozkaz aby w wiosce w pobliżu miejsca zrzutu
pobrać podwody. Trafiłem do sołtysa , byłem sam-noc.
-5-
Gospodarz długo opierał się zanim otworzył mieszkanie
i wyszedł w celu przygotowania podwody.
6. Nie pamiętam kto zwrócił się do mnie aby
moje pomieszczenie (prowadziłem sklepik) wykorzystać
na punkt przekazywania żywności do oddziału
leśnego. Miało to miejsce kilka razy (chleb) a w jednym
przypadku kilka sztuk pistoletów. Osób nie pamiętam.
7. W II poł. Lipca 1944 r. niespodziewanie w Rębkowie
stanął oddział niemiecki. Po kilku dniach
odgłosy walki słychać było od Garwolina.
Gospodarz u którego mieszkałem, Aleksander
Karczmarczyk ludowiec zawołał mnie w pewnym momencie
żeby wyjść przed dom, na drodze zobaczyliśmy samochód
z kilku żołnierzami radzieckimi – pierwszy
patrol. Po małej strzelaninie patrol wycofał się
chyba ze względu na przewagę Niemców
Wyszliśmy w odwrotną stronę za stodołę. Tam
spostrzegli nas Niemcy, obsługujący karabin maszy
nowy. Narobili wrzasku. Karczmarczyk cofnął się
do zagrody i ja poszedłem dróżką w pole, w stronę lasu.
Po przejściu ok. 100 m napotkałem oficera niemieckiego,
który samotnie rozglądał się i zatrzymał
mnie, każąc położyć się w życie obok . Pytał co
tu robię. Kazał mi odwrócić się i czołgać po życie
w stronę lasu. On czołgał się za mną. Nad nami
krążyły samoloty. Przez Rębków słychać było jadące
pojazdy samochodowe. Kiedy oficer obserwował przez
lornetkę okolicę odkładając w tym czasie pistolet, ja go
-6-
(pistolet) chwyciłem i oficer został moim jeńcem.
Na brzegu lasu spotkałem czujkę (2 żołnierzy), potem
drużynę pod dowództwem Gdyry z Woli Rębkowskiej,
który skierował mnie do skoncentrowanych
oddziałów AK. Prowadziłem Jeńca przez las a następnie
weszliśmy do wioski na środku której
partyzancka bryczka. Zawieziono nas do
komendanta ,,Marcina”, któremu przekazałem jeńca.
Działo się to na oczach skoncentrowanych oddziałów AK.
Tam spotkałem Gabriela Okonia.
Po przesłuchaniu jeńca ,,Marcin” powiedział mi, że
zamierza uderzyć na oddział niemiecki w Rębkowie
i potrzebne jest rozpoznanie lokalizacji oddziału, co
mam mu dostarczyć.
Wróciłem natychmiast do wsi jakąś napotkaną furą.
Dowiedziałem się, że Niemcy znajdują się w szkole
i w majątku. Z tymi informacjami wróciłem
ponownie do lasu, na którego brzegu czekał oddział
Dostałem pistolet i razem z oddziałem ruszyliśmy
polem do Rębkowa. W połowie drogi Niemcy
otworzyli ogień z karabinu maszynowego, jednak
nie do nas a do patrolu który już
wcześniej posuwał się odgałęzieniem wsi.
Pędziliśmy co sił do stodół a następnie do drogi
we wsi. Opór w szkole był krótki. Zapadł zmrok.
Nasze przesuwanie się wzdłuż stodół trochę utknęło ale wkrótce
oddział zajął całą wieś. Potem wycofał się.
Wczesnym ranem grupa kilkunastu Niemców
uzbrojonych weszła do wsi od strony szkoły i skierowała się
-7-
w stronę Woli Rębkowskiej. Odszukałem w lesie ,,Marcina”
i zameldowałem o tym oddziale. Przy mnie wydał
rozkaz pościgu. Był przy tym Wacław Matysiak ,,Ziuk”.
– Napisałem wyżej to co pamiętam.
Nie mogę niestety zadośćuczynić potrzebom jakie
Pan wyznaczył i tak:
1. Nie znałem niestety struktury organizacji placówki
,,Wola Rębkowska” , nikt mnie o tym nie informował,
ja nie pytałem -wymagała tego konspiracja
2. Nie należał do mnie organizacja łączności w placówce
3. O sprzęcie łączności jak wyżej.
4. Do akcji ,,Burza” nie miałem rozkazów jako łącznościowiec,
5. W oddziale atakującym Rębków wziąłem udział
przypadkowo, co podałem wyżej. Nie wiem kto był
jego dowódcą, i jaki to był oddział
6. Ujecie i przekazanie jeńca wyjaśniłem
7. Nie wiem kto stanowił osłonę sztabu w czasie walk.
Piotr Rutkowski.
Pisownia oryginalna – trakskrypcji dokonała Ewa Drzewiecka.
Dziękujemy!