Stanisława Michalik (1907-1987), więzień obozu w Ravensbrück

Kiedy byłam małym dzieckiem odwiedzała nas czasem w domu miła kobieta, bardzo daleka kuzynka. Nie pamiętam jej twarzy, ale zapamiętałam, że nie przychodziła do nas z pustymi rękami. Przynosiła dla dzieci cukierki albo zabawki. Kiedyś dostałam od niej szarego konika wykonanego z miękkiego plastikowego tworzywa, wypchanego watą, z grzywą, ogonem, uprzężą. Długo się nim bawiłam. Kiedy zamykały się drzwi za naszym gościem, mama za każdym razem powtarzała, że na tej cioci w czasie wojny Niemcy wykonywali eksperymenty medyczne. Wycięli jej kawał kości z nogi, a na to miejsce wstawili kawałek drewna.

Stanisława Michalik

Kilka dni temu wpadły mi w oko na serwerze Uniwersytetu w Lund (Szwecja) zeznania kobiet z obozu koncentracyjnego w Ravensbrück. Dwa zeznania dotyczą osób, które pochodziły z powiatu garwolińskiego. Doprowadziły mnie one do tematu eksperymentów medycznych, jakie wykonywano na więźniach tego obozu. Byłam ogromnie zaskoczona, gdy odkryłam, że większość eksperymentów medycznych w Ravensbrück przeprowadzono na grupie 74 Polek.

W zeznaniach, które znalazłam w internecie, zatarto nazwiska, ale pozostawiono wiele danych, które pozwalały zidentyfikować osoby. Nie było to trudne w tak niewielkiej grupie. Jedno zeznanie bez wątpienia należy do Stanisławy Michalik, która wiele lat temu odwiedzała moją rodzinę.

Zeznania Michalik spisano 13 stycznia 1946 r. w Malmö, dokąd zabrał ją z Niemiec Czerwony Krzyż. Są wstrząsające. Burzą krew, rodzą pytania o ludzkie cechy oprawców, rodzą nienawiść do Niemców.

Stanisława Michalik opowiedziała swoją historię także w Polsce. Została ona opublikowana w zbiorze pt. Ponad ludzką miarę. Wspomnienia operowanych w Ravensbrück (Warszawa 1968). W odnalezionych zeznaniach jest jednak więcej szczegółów i opisów emocji, jakie nią targały na poszczególnych etapach jej gehenny. We wspomnieniach mniej jest tych szczegółów, a więcej uogólnień, w które obrasta każda historia po jakimś czasie. Poniżej opowiadam o tym, co udało się znaleźć o jej losie.

Stanisława Michalik urodziła się w 1907 r. w Garwolinie. Jej rodzicami byli Stanisław i Maria. Stanisława ukończyła 4 klasy gimnazjum. Przed wojną pracowała w biurze. W czasie wojny przeniosła się do Terespola, do swojego brata, Franciszka Michalika, którym pracował tam jako ksiądz. 1 kwietnia 1941 r. razem z bratem i wieloma innymi osobami została aresztowana przez gestapo za kolportaż podziemnej prasy. Przewieziono ją do Białej Podlaskiej, gdzie była w okrutny sposób przesłuchiwana przez gestapo. Michalik opowiedziała także o cierpieniu innych współwięźniów, które widziała na własne oczy. Niektórzy byli tak mocno bici, że mięso odchodziło od kości. Oprócz tortur więźniowie żyli w ciągłym poczuciu zagrożenia życia. W każdej chwili oczekiwali, że mogą zostać wywołani z celi na egzekucję. Po miesiącu Michalik została przewieziona do wiezienia na Zamku w Lublinie. Tam przez chwilę widziała swojego strasznie skatowanego brata. W Lublinie nie była już przesłuchiwana. Do wiezienia w Lublinie rodzina dostarczała jej paczki żywnościowe.

We wrześniu 1941 r. wywieziono ją do Ravensbrück. Razem z nią pojechały inne młode kobiety z Lubelszczyzny. Do ich transportu dołączono kobiety z Pawiaka. Wszystkie one stanowiły „transport specjalny”. W obozie zgolono im włosy, przebrano w pasiaki, drewniaki, oznaczono czerwonym trójkątem i literą P oznaczające więźnia politycznego, Michalik nadano numer 7907. Zaczęły się też wielogodzinne apele, głód, bicie i ciężka praca. Za wszelkie przewinienia karano w obozie biciem lub zesłaniem do bunkra. Na Święta Wielkanocne 1942 r. więźniowie nie dostali w ogóle jedzenia. Transport specjalny był jednak traktowany inaczej niż pozostali więźniowie. Jego warunki bytowe były znaczenie lepsze niż pozostałych więźniów. Każda z kobiet na początku miała łóżko dla siebie. Potem barak się zagęszczał.

W marcu 1942 r. dokonano egzekucji 13 kobiet z transportu, którym przyjechała Michalik. W lipcu zaczęły się eksperymenty medyczne. Po kilka kobiet zabierano na rewir (do szpitala) i tam dokonywano operacji nóg. Wybierano młode, zdrowe i silne kobiety. 5 lutego 1943 r. przeprowadzono operację na Stanisławie Michalik.

Aufseherka zaprowadziła mnie do rewiru, dano mi zastrzyk i zaraz straciłam przytomność. Wzięto mnie na wózek. Kiedy odzyskałam przytomność poczułam straszny ból w nogach i nie mogłam nimi poruszyć. Przez kilka dni miałam ponad 40 stopni temperatury. Ale cierpienia fizyczne były dla mnie niczym, wobec świadomości, że służę moim wrogom jako obiekt doświadczalny. Na pytania nasze skierowane do lekarza, jakie mamy wyroki, że nas tak męczycie, odpowiedziano nam, że jesteśmy bandytkami. Odpowiedziałyśmy: jesteśmy tylko Polkami. Razem ze mną leżało 6 koleżanek, które miały przeprowadzane te same operacje. Należałam do grupy operacji kostnych. Noga została na zewnątrz jak zwykła, [zostały] tylko znaki po szwach. Dotychczas reaguję na zmianę pogody bardzo silnie. Męczę się szybko, nie mogę długo chodzić. Odczuwam uczucie szarpania koło szwów. W dotknięciu przechodzi prąd po całym ciele. Niektóre z koleżanek miały operacje mięśniowe. Wycinali części mięśni uda lub łydki. Następnie były zakażane mięśniowe operacje. Polegały na tym, że hodowali bakterie na niezagojonych ranach. Powodowało to gnicie mięśni. Niektóre są tak okaleczone, że nie mają łydek, nogi są zupełnie zniekształcone. Jeszcze były stosowane doświadczenia zakaźno-kostne. Rezultatem tego, często już po zagojeniu rany powstawała temperatura i z ropą wypływały kawałki kości. Jakby kość miała próchnieć. Bardzo dużo osób miało po 5 razy operacje na tych samych ranach w przerwach 8-dniowych. Z tych operacji zmarło 5 osób: Aniela Lefanowicz, Weronika Kraska, Zofia Kiecol, Kasia Kurowska, Freda Prus. Do operowanych nie dopuszczano nikogo, dopiero później dostęp miała obsługa składająca się z häftlingów [więźniów]. Po przyjściu do siebie operowane brane były na egzekucję. [fragment zeznania Stanisławy Michalik]

Latem 1943 r., gdy zamierzano kolejną grupę skierować na eksperymenty, więźniarki podniosły bunt. Powiedziały, co myślą o eksperymentach. Za karę najpierw długo stały na apelu, a potem zamknięto je na cztery dni w baraku w wielkim upale i nie pozwolono otwierać okien. Nie dano im też przez ten czas jedzenia. Osoby wyznaczone do eksperymentów poszły do bunkra [rodzaj karcera]. Pięć z nich operowano, pozostałe puszczono.

W 1943 r. komendant obozu zaproponował wszystkim więźniarkom, żeby dobrowolnie zgłosiły się do domu publicznego. Wszystkie zbiorowo odmówiły, za co zostały ukarane odebraniem jedzenia przez 12 dni.

Z 1944 r. Michalik zapamiętała rzesze warszawiaków przybyłych od obozu. Największe wrażenie robiły na niej dzieci mrące masowo.

W lutym 1945 r. Niemcy zaczęli zacierać ślady swoich bestialstw. Chcieli zamordować wszystkie kobiety, na których prowadzono eksperymenty. Więźniarki widząc na co się zanosi, zaczęły się ukrywać wśród innych więźniów, których coraz więcej przybywało do obozu z innych części Europy. Stanisława Michalik, chcąc uniknąć śmierci, zakradła się do pociągu wiozącego więźniów do Bergen Belsen. Komendant obozu na powitanie okładał więźniów grubym kijem. W obozie panował chaos. Wielu więźniów chorowało na tyfus plamisty, wielu umierało. Michalik zapamiętała stosy trupów, których nie nadążono uprzątać. Także ona zachorowała na tyfus. W takim stanie doczekała wyzwolenia obozu przez Brytyjczyków.

Michalik została przewieziona do szpitala w Belsen. Stamtąd w czerwcu
zabrał ją na leczenie Szwedzki Czerwony Krzyż. W Szwecji otoczono ją serdeczną opieką. Zoperowano jej tarczycę. Gdy poczuła się silniejsza, w styczniu 1946 r., wróciła do Polski, do Garwolina.

Jeszcze w obozie dowiedziała się, że jej brat ksiądz został wysłany do Auschwitz, gdzie zginął. W Polsce po powrocie zastała bardzo chorego ojca, siostrę z przestrzelonymi płucami i chorego brata. Nie mogła iść do pracy, bo musiała opiekować się ojcem. Ten wkrótce jednak zmarł. Michalik poszła do pracy i finansowo pomagała swojemu rodzeństwu.

Express Wieczorny, 16 czerwca 1946, nr 27

Po wojnie publikowano informacje o wielu ujawnionych niemieckich zbrodniach. Jedną z nich były eksperymenty medyczne prowadzone w Ravensbrück. Ofiary zbrodni zaczęto nazywać królikami doświadczalnymi. Dopiero Amerykanie w latach 50. zwrócili uwagę, że w ten sposób odbiera się im godność i sami zaczęli nazywać je damami.

W latach 50. losem Polek przejęła się bardzo Caroline Ferriday ze Stanów Zjednoczonych. Przede wszystkim uznała, że kobiety nie otrzymały dostatecznej pomocy. Ogłosiła zbiórkę funduszy na ich cel, a następnie w 1958 r. zorganizowała wyjazd 35 Polek na prawie rok do Stanów Zjednoczonych. Wśród nich była także Stanisława Michalik. Polki spotkały się tam z wielką życzliwością. Udzielono im pomocy medycznej i psychologicznej. Urządzono im spotkanie z amerykańskimi kongresmenami. Zdjęcia z wyjazdu można obejrzeć tutaj. Na zdjęciach widać także Stanisławę Michalik [stoi pierwsza z lewej w pierwszym rzędzie]. Dzięki temu wyjazdowi dowiedziała się o ich losie cała Ameryka.

Nagłośnienie ich historii w Ameryce spowodowało, że rząd Niemiec Zachodnich poczuł się odpowiedzialny i zapłacił za ich leczenie w Stanach Zjednoczonych. Kobiety z Ravensbrück nigdy nie doczekały się stałych rent inwalidzkich od Niemiec. Część z nich drogą indywidualnych starań otrzymało jednorazowe odszkodowanie. W latach 70. polskie władze otrzymały od Niemiec znaczne fundusze na odszkodowania dla ofiar wojny. Przy rozdzielaniu tych środków pominięto omawiane tu kobiety. Władze PRL zagospodarowały te środki we własnym zakresie (por. Jarosław Gajewski, Odzyskana wiara w ludzi… Sprawa ofiar niemieckich eksperymentów medycznych w KL Ravensbrück, „Glaukopis” 2007-2008, nr 9-10).

Eksperymenty medyczne prowadziło około 200 osób. Po wojnie odbyło się kilka procesów sądowych lekarzy i załogi obozu. Zapadło wiele wyroków śmierci.

Stanisława Michalik do końca życia kulała.

Podziel się tym ze znajomymi! Poinformuj ich o garwolin.org

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *