Garwolin a książęta mazowieccy

Historyczne felietony Romana Talarka cieszą się dużym zainteresowaniem wśród naszych odbiorców. Naszym też, dlatego z przyjemnością prezentujemy kolejny tekst na temat tego, jak Garwolin znalazł się w Polsce.

Garwolin jak Liechtenstein, czyli rzecz o książętach mazowieckich i granicy państwowej w Kołbieli

Dziś z przymrużeniem oka będzie o księżnej, ukochanej Annie i królowej Bonie. Królowa również związana była z naszą ziemią. Byliśmy jej dobrami oprawnymi. Ponieważ mamy sezon ogórkowy pociągnę mały wątek separatyzmu. W tle będzie Sforza. Hiszpania ma swoją Katalonię, Niemcy Bawarię, a ja Garwolin. Lata temu miał do nas przyjechać premier Buzek. Chciałem go jako ówczesna władza miejska podjąć słowami: „Witam premiera państwa polskiego, które tymczasowo administruje ziemią garwolińską od 1526 r.” Buzek nie przyjechał (pewnie bał się secesji), a ja nie miałem okazji zaznaczyć odrębności naszych ziem na tle Polski. A warto było.

Feliks Jabłczyński: Janusz, Anna, Stanisław, ostatni książęta mazowieccy
Ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie

Nieprawdopodobna historia? Od początków swojego istnienia byliśmy jedynie lennem króla polskiego należąc do linii książąt czerskich (mazowieckich). Obaj ostatni książęta, jak to dawniej poważni mężczyźni na naszej ziemi, nie stronili od alkoholu i kobiet. Zatem i o zakochanie nie było trudno. Plotki mówią, że nieodwzajemniona miłość wojewodzianki płockiej Katarzyny Radziejowskiej była powodem ich nagłego i tajemniczego zejścia. Podobno posłużyła się szlachcianką, niejaką Kliczewską. Niektórzy dodawali, że za wszystkim stała wspomniana już królowa Bona – dla odmiany – nie słynąca z uczuciowości. Coś musiało być na rzeczy, bo Kliczewską i jej służącą spalono żywcem (czyli świadkowie zginęli), a król Zygmunt po śledztwie wydał edykt w 1528, iż książęta zeszli śmiercią naturalną. Czy nie są to złego początki działania polskiej prokuratury? A przecież na książętach Stanisławie i Januszu z linii Piastów kończyła się sukcesja książęca. Na wszelki wypadek po ich śmierci okupant Zygmunt (król polski) obsadził wojskiem grody na Mazowszu. Zapewne sumienie nie dawało Staremu spokoju, bo siostrę zmarłych książąt – Annę na czas jej panieństwa – już jako właściciel – wyposażył w ziemię garwolińską, która po wypłaceniu posagu miała być zwrócona. Anna, kobieta mądra nie przyjęła królewskiej kasy po zamążpójściu i tym bardziej nie chciała oddać ziemi. Tej samej, którą zabrano jej rodzinie. Wcale się jej nie dziwię – czuła z kim ma do czynienia. Garwolacy też czuli. Kiedy przyjechał przedstawiciel króla, burmistrz wytłumaczył to wprost: „My znamy tylko oświeconą księżnę, naszą panią i dziedziczkę, jej poddanymi jesteśmy i zostać pragniemy. O królu nic nie wiemy i waszych listów brać nie chcemy. Róbcie sobie z nimi co wam się podoba”. Koniec końców, jak to bywa z państwem polskim, nas inkorporowano. Ale tak sobie myślę, czy status San Marino, Liechtensteinu albo Monako byłby dla nas gorszy? Oczywiście, jeśli minister finansów RP nie wykończyłby nas cłami zaporowymi pobieranymi w okolicach starego ronda w Kołbieli…






Rozmyślania o historii Garwolina Romana Talarka

Podziel się tym ze znajomymi! Poinformuj ich o garwolin.org

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *