Kilka słów o Opalińskim, szlachcie i koniach…

Fragment książki „Samozwaniec” tom II Jacka Komudy
Die 31/21  decembris 1604
Pola pod Nowogrodem, nad rzeką Uzruj
Godzina jedenasta przed południem.
Bitwa była skończona.

…Pozostały wystrzelone działa, szable i pałasze leżące na śniegu. Pozostał strach w moskiewskich sercach, tryumf w polskich.

                I to co najgorsze dla każdego szlachcica-kawalerzysty, okrutny plon ludzkich zmagań i szaleństw- konie polskie leżące na śniegu po ostatniej szarży. Ranne, okulawione, porąbane, pocięte, okaleczone, postrzelane. Jedne spoczywające z martwymi, rozwartymi oczyma, inne rżące, z nogami połamanymi od armatnich wystrzałów, dygocące w kałużach krwi, patrzące błagalnie na przerażonych panów. Nabite na ostrza pik i rohatyn. Porąbane na krwawe strzępy ciosami okrutnych moskiewskich berdyszy na długich styliskach. Prawdziwi bohaterowie zwycięstwa husarii, petyhorców i polskich kozaków którzy zapłacili za to cenę o wiele wyższą niż wielcy panowie. Towarzysze i pocztowi stawali nad nimi drżący, ze łzami na policzkach. Zrzucali czapki i misiurki, zdejmowali szyszaki ozdobione piórami. Niektórzy podpierali wiernych towarzyszy brono, myśląc że może jeszcze poderwą się na nogi. Inni szlochali, bili zwierzęta nahajami – nie z zemsty, z rozpaczy – łudzą się, że jeszcze nie wszystko stracone  i zmuszą je do powstania. Inni krzyczeli, żegnali się i modlili. Czekali na cud, lecz on nie następował. I wreszcie nachodziła ta straszna chwila, że trzeba było rozpiąć napierśniki i popręgi, rozluźnić podogonia, paski podgardla, buńczuka i nadchrapnika. Zdjąć z konia uzdę, kulbakę, czaprak. A potem –Boże skrócić jego mękę.

Przez całe pole niósł się trzask wystrzałów. Jeden, drugi, trzeci, kończone szlochem, ciszą albo krzykiem . strzał pewny, ostateczny- w głowę, w ucho albo jak kto woli- we wgłębienie nad pięknym okiem. Tak oto kończyły konie. Duma i chwała Rzeczypospolitej, co będzie jaśnieć na ziemskim firmamencie póki ostatni szlachcic nie położy się do grobu. Okrutna śmierć po szlachetnym życiu, młodości spędzonej na stepach Rusi Czerwonej i Wołynia, na rozległych przestrzeniach Podola, łąkach Małej i Wielkiej Polski, ugorach i poletkach mazowieckich zaścianków. Po służbie w szyku, obrotach frontem i po koniu, skrzydlatej husarskiej chwale i splendorze…..

Jak wiadomo na początku XVII wieku Łaskarzew jak i cały powiat Garwoliński jeszcze przed potopem szwedzkim prężnie się rozwijał. Kwitł handel w miastach, rzemiosło rozwijało się, powstawały cechy, gorzelnictwo i  młyny działały na wysokim poziomie, na polach pracowali chłopi. Zarządcą miasta Łaskarzewa był wtedy Andrzej Opaliński, jak wiadomo z postu Łaskarzew na starej fotografii zmarła Helena Elżbieta Opalińska w wieku 25 lat zaledwie. Była ona córką Łukasza brata Andrzeja o którym napisałem dwa zdania w tekście o szpitalu. Ale co ma z tym wspólnego powyższy fragment o koniach i husarii? Całkiem sporo Łukasz Opaliński herbu Łodzia był fundatorem chorągwi husarskiej. Chorągiew owa brał udział w walkach ze Szwedami w latach 1626-1629 oraz podczas wojen z Moskwą. Składała się z dwustu koni jak podają internety. Łukasz wystawił u nas szpital w Łaskarzewie do opieki nad starcami, sierotami i rannymi. Jako wojskowy zapewniał sobie że tak powiem zaplecze do ewentualnej rekonwalescencji. Łukasz Opaliński był bogaty, wystawienie 200 zbrojnych z własnej kieszeni to nie lada wyczyn. Należało dla nich kupić po dwa konie, jeden do jazdy z jukami jak i z jeźdźcem, drugi zaś wyszkolony do walki tak aby był zawsze w gotowości. Husarz nie mógł dosiadać podczas bitwy tego samego konia na którym przyjechał, aczkolwiek zdarzały się takie przypadki jak pod Kłuszynem. Jeździec z koniem podczas bitwy stawali się można by powiedzieć jednością, koń z rannym husarzem mógł sam wycofać się z pola bitwy, husarz bez konia stawał się piechurem, świetnie wyszkolonym do walki ale jednak piechurem. Aby wystawić husarza w roku 1685 należało zgromadzić majątek około 5 100 złotych, co daje równowartość jednej wsi. Ze szkoły w zasadzie wiemy co husarz miał takiego specjalnego w wyposażeniu: specjalną zbroję husarską, tarczę, kopię husarską pustą w środku oplecioną rzemieniem, której długość sięgała do 6 metrów. Ciekawostką jest że naukowcy wyliczyli że trafienie z kopi przeciwnika uderzało go z siłą jednej tony. Szyszak wzorowany na starożytnych hełmach sarmatów i rzymian oraz pałasz służący do cięć, koncerz stworzony do kłucia przeciwnika, szabla oczywiście z pierścieniem na kciuk ułatwiająca cięcie i utrzymanie broni w ręku, łuk który z czasem został wyparty przez pistolet, oraz nadziak zwany obuszkiem. Przypominał on młot o drewnianym długim stylisku zakończony z jednej strony małym obuchem z drugiej zaś długim kolcem zazwyczaj zakrzywionym.

Wracając do Łaskarzewa a w zasadzie do całego powiatu bo przy takiej postaci jak Marszałek Wielki Koronny każdy biedniejszy czy nawet zamożny szlachcic chciał służyć pod jego komendą. Czy byli w jego chorągwi mieszkańcy naszego powiatu? Tego nie wiem ale można przypuszczać że tak, no raczej nie jako husarze a jako pocztowi. Kim oni byli? Jak podaje podręcznik do „Dzikich Pól” „towarzysze służący w chorągwiach pancernych i husarskich zaciągają się wraz ze swoimi sługami – żołnierzami szlacheckiego lub chłopskiego pochodzenia. Nazwanymi pocztowymi lub czeladnikami. Pocztowi których nie stać na kosztowny moderunek i konia są zatem jakby przybocznymi towarzyszy. Mają podobne choć gorsze uzbrojenie za które płaci towarzysz. Ustawiają się w dalszych liniach szyku a w ogniu bitewnym chronią boki i plecy swego pryncypała”. Dobrym przykładem pocztowego jak i pachołka za razem jest Rzędzian z „Ogniem i Mieczem” zawsze wiernie u boku swego pana.

A więc czy z naszego powiatu mogli pochodzić pocztowi walczący w takich bitwach jak Gniew 1626, Tczew 1627, Ostróda w 1628, czy w bitwie pod Trzcianą w 1629?. Mogli, nie znalazłem informacji tego potwierdzających, ale jestem przekonany że nasi mogli brać udział w tamtych bitwach. Może kiedyś odnajdzie się, a może nawet już ktoś do takich dokumentów dotarł, czy w naszym powiecie mieliśmy towarzyszy husarskich, biorących udział w zmaganiach tamtych czasów. Jak wiadomo Łaskarzewskie okolice należały do dóbr biskupich (kolor fioletowy), ale niektóre okoliczne wsie już należały do szlachty (oznaczone kolorem żółtym). Patrząc na dwa wycinki z map Sandomierskiego i Mazowieckiego z XVI wieku. Kolorem pomarańczowym zaznaczono dobra królewskie.

No a co jak szlachta była w okolicy biedniejsza i nie mogła wystawić się jako husarze? Miała dwa wyjścia albo iść do chorągwi lekkiego znaku lub do piechoty co dla szlachcica mogła być niezbyt komfortowe służyć razem ze stanami niższymi. Z kogo składały się owe chorągwie lekkiego znaku. Była to szlachta której nie stać było na zaciągnięcie się do poważnego znaku takich jak towarzysze husarscy czy petyhorscy. Wstępowali oni do jazdy zwanej wołoską i tatarską oraz kozacka „do której szło wiele średniozamożnej i ubogiej szlachty, zwykle z jednym lub dwoma pocztowymi” towarzysz husarski pocztowych mógł mieć tylu ilu była w stanie utrzymać jego kieszeń. Do jazdy wołoskiej zaciągali się głównie ubodzy szlachcice uzbrojeni zazwyczaj w łuki, włócznie, szable oraz chłopi i mieszczanie na byle jakich koniach, często bez opancerzenia i bez pocztowego. Podczas działań bojowych stanowili zwiady, eskorty, ścigali uciekającego wroga oraz atakowali z oskrzydlenia. Mieli też zadanie zaopatrywać poważniejsze znaki i dokonywali aprowizacji. Cóż ja bym powiedział że po prostu ograbiali okoliczne wioski z paszy dla koni, oraz z piwa i wszelkiej żywności. Jeszcze warto wspomnieć o chorągwiach wolentarskich, czyli takich w których skład wchodziło ubogie chłopstwo, oraz szlachta, które zaciąga się bez możliwości otrzymania żołdu na wolontariusza. Jedynym zyskiem dla nich są łupy po bitwie. Traktują oni wtedy zarówno wroga jak i swoich za źródło dochodu i łupią bezlitośnie wszystkich na około. Często żywot takowych kończy się na „katowskim pniaku”. Traktowani byli jak hołota niegodna uwagi poważnych znaków. Wracając jeszcze do początku kilka słów o koniach w tamtym okresie. Wywóz koni z Polski w tamtych czasach karano na początku śmiercią potem zaś konfiskatą mienia. Wstępna cena obejmowała 200 złotych czerwonych czyli całkiem sporawo. Konie husarskie były specyficzną rasą krzyżówek tarpana który był niskim, ale wytrzymałym koniem wraz z domieszką krwi koni z dalekiego wschodu na których przybywali do europy Tatarzy i Orda.  Szlachta odróżniała jeszcze takie rasy jak Araby, konie czystej krwi wrażliwe na ówczesną pogodę i zimno dlatego w boju o zimowej porze rzadko używane. Rumaki zwane też Anatolczykami lub końmi tureckimi. Bachmaty, małe włochate koniki tatarskie z Krymu które są mieszańcami koni stepowych i arabskich. Potocznie zwane też wilczarami. Dzianety sprowadzane z Hiszpanii i zachodniej europy, wysokie i piękne. Sekiele powszechne w Małopolsce i na Podolu, rasa koni z Węgier i Siedmiogrodu. Hucuły z Karpat i Tatr. Fryzy i konie duńskie na których służą głównie Kirasjerzy i dragoni w ciętych zbrojach, bardzo wytrzymałe. Oczywiście konie zimnokrwiste zwane też pociągowymi służące do pracy głównie w polu, ale jak pisałem powyżej takie też brały udział w działaniach wojennych tamtych czasów.

Na dziś to wszystko i życzę udanego weekendu.

A z okazji wczorajszej Barbórki wszystkim Basiom składam najserdeczniejsze życzenia.

Mimo dużej różnicy epok chciałbym zachęcić Was moi drodzy do zwrócenia uwagi na książkę „Pałace, dwory i folwarki ziemi garwolińskiej” Pawła Ajdackiego w której znajdziecie naprawdę sporo ciekawych informacji na temat naszej okolicy z tych czasów lepiej udokumentowanych niż okres Polski szlacheckiej.

Sebastian Paśnicki

Fot. stock.adobe.com

Podziel się tym ze znajomymi! Poinformuj ich o garwolin.org

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *