Nikt dokładnie nie policzył i najprawdopodobniej nigdy nie policzy ilu Polaków zginęło z rąk okupantów za ratowanie Żydów. Rożne źródła podają liczby ok. kilku tysięcy Polaków, którzy zostali zamordowani za pomoc w ratowaniu Żydów. Pomoc taka nie ograniczała się tylko do podawania żywności, ubrań, lekarstw. Była to również pomoc w ukrywaniu (zarówno krótko jak i długoterminowe), wyrabianiu „aryjskich” dokumentów tożsamości oraz metryk kościelnych itp. Mimo, że każda pomoc była ważna, to jednak jedna z jej form, zasługuje na specjalne miejsce w historii. Chodzi tu przede wszystkim o ukrywanie przez Polaków Żydów, i to zarówno pochodzenia polskiego jak i z innych krajów europejskich. To właśnie Ci ludzie, zarówno mieszkający na wsi, jak i mieszkający w miasteczkach i miastach, podejmowali ryzyko z pełną świadomością zagrożenia, na które byli narażeni. Ukrywanie mogło trwać 1-2 dni, jak również tydzień, miesiąc, kilkanaście miesięcy oraz dłużej. Wszystko było uzależnione od warunków w jakich ukrywało się Żydów oraz otoczenia zewnętrznego. Za każdym razem, osoba ukrywająca Żyda, brała zarówno na siebie, jak i na całą swoją rodzinę olbrzymie brzemię odpowiedzialności, nie za majątek który byłby skonfiskowany przez Niemców, ale za życie całej rodziny. Polacy przyłapani na ukrywaniu Żydów byli rozstrzeliwani zazwyczaj w swoich domach. Zdarzało się jednak, że przewożono ich do więzień z całymi rodzinami i tam dopiero mordowano z zimną krwią (np. przypadek ogrodnika Ludomira Marczaka i jego rodziny, zginęli na Pawiaku 7 marca 1944 roku, za ukrywanie w ziemiance wykopanej w ogrodzie, około 30 Żydów, wśród nich Emanuela Ringelbluma, kronikarza Powstania w Getcie, który zginął wraz z innymi). Dla oprawców nie miało znaczenia, czy mają do czynienia ze starcami, czy z dziećmi. Każdy sposób pomocy Żydom, zgodnie rozporządzeniem Hansa Franka z 12 października 1941 wydanym na podstawie §5 dekretu Fuhrera z 12 października 1939 roku, nakładał karę śmierci na Polaków.
Kara była wymierzana tym, którzy dawaliby schronienie Żydom, przewozili ich, dawali lub sprzedawali żywność, nie zgłosili miejsca ukrywania się Żydów, dali im kromkę chleba lub szklankę wody, itp. Zatem każdy czyn, stanowiący jakąkolwiek pomoc był karany najsurowszym wymiarem kary – karą śmierci. Aby zrozumieć odwagę i poświęcenie ludzi ukrywających osoby pochodzenia żydowskiego, bardzo ważne jest zrozumienie powyższej sytuacji i kontekstu. Na terenach okupowanej Polski, gdzie codzienne rozstrzeliwania, łapanki, prześladowania były na porządku dziennym, żyli ludzie którzy mimo śmiertelnego zagrożenia byli w stanie zaryzykować życie swoje i swoich najbliższych, aby pomóc bliźniemu.
Oprócz ludzi dobrych, niosących pomoc innym, byli też Polacy, którzy wyjątkowo źle zapisali się w kartach historii. Chodzi tu przede wszystkim o tzw. „szmalcowników”. Ludzi, wyzutych z jakichkolwiek zasad moralnych, etycznych. Ten typ ludzi, upatrzył sobie sposób zarabiania wykorzystując krzywdę i tragiczne położenie Żydów. Ludzie Ci, niczym biblijni Judasze, za garść srebrników sprzedawali okupantom Żydów oraz ukrywających ich Polaków. Dla takich ludzi, życie ludzkie nie miało żadnej wartości, liczyła się chęć zysku. Powiedzieć też trzeba szczerze, że Polski Państwo Podziemne, widząc w szmalcownictwie olbrzymie zagrożenia(bądź, co bądź było to forma kolaboracji z Niemcami), traktowało to jako zdradę i karało śmiercią. Prawdopodobnie nigdy nie poznamy dokładnej liczby osób które zostały zdenuncjowane przez szmalcowników i które następnie zostały zamordowane przez Niemców1. Niestety większość szmalcowników, przeżyła swoje ofiary i dożyła (bądź jeszcze żyje) późnej starości.
W Łaskarzewie oraz jego okolicach żyło kilka tysięcy Żydów przed 1.9.1939 r. Okres wojny przeżyło kilkunastu, może kilkudziesięciu. W zasadzie spotkało to całą społeczność żydowską zamieszkującą przedwojenną Polskę.
Dnia 9 grudnia 1942 roku, w wiosce Dąbrowa, w okolicach Łaskarzewa, doszło do jedynego znanego w całym powiecie garwolińskim, mordu na Polskiej rodzinie która ukrywała Żydów. Postępowanie Niemców, można rzec, było standardowe. Kilkunastu żandarmów (plus ewentualnie kilku funkcjonariuszy gestapo) otoczyło zagrodę Tomasza Proczka, po czym dokonali egzekucji jego i jego rodziny. W gospodarstwie znaleźli dwóch Żydów ukrywanych przez rodzinę Proczków, którzy zostali zastrzeleni podczas ucieczki.
Rodzina Proczków składała się z 7 osób. Był to Tomasz Proczek, urodzony w 1874 r, jego małżonka – Jadwiga Proczek, urodzona w 1886 r., najstarsza córka Marianna Sieńska (z domu Proczek, urodzonej w 1914 r.), Natalia (urodzona w 1920 r.), syn Stanisław (urodzony w 1923 roku) oraz najmłodsza córka Aleksandry, która miała wówczas 12 lat. Był jeszcze najstarszy syn Jan, który miał już własną rodzinę i mieszkał w oddzielnym domu, ale na tym samym gospodarstwie.
Niemcy, wkraczając do ich domu zamordowali piątkę z nich, a mianowicie: Tomasza, Jadwigę, Mariannę, Natalię oraz Stanisława. Najmłodsza córka, Aleksandra, ocalała tylko dlatego, gdyż przebywała u sąsiedniej rodziny Nowotniaków2.
Ze wspomnień jedynej ocalałej, wynika że Niemcy zastrzelili rodzinę Proczków na podwórku. Zwłoki pozostawiono tam, gdzie zostali zastrzeleni członkowie rodziny. Według relacji syna Jana Proczka – Mieczysława, który jako małoletnie dziecko widział śmierć swojego dziadka i rodziny, Niemcy zrabowali buty zabitemu Stanisławowi. Były to tzw. oficerki, które są widoczne na zdjęciu powyżej. Niemcy ograbili gospodarstwo Proczków ze wszystkiego co miało jakąkolwiek wartość.
Po opuszczeniu wsi przez Niemców, ciała rodziny zostały poznoszone przez sąsiadów do stodoły. Córce Aleksandrze, wówczas 12 letniej dziewczynce, nie pozwolono oglądać tej zbrodni4. Pochówkiem zwłok zajął się syn Jan, którego uratowało to, że mieszkał w oddzielnym domu. Zwłoki spoczęły na cmentarzu parafialnym w Łaskarzewie.
Oprócz zamordowanej rodziny Proczków, zostali również zamordowani dwaj Żydzi. Nie wiadomo o nich właściwie nic oprócz tego, że pochodzili z Łaskarzewa i byli szewcami. Wiadomo też, ze znali się z rodziną Proczków jeszcze przed wojną. To ile czasu byli ukrywanie oraz ich tożsamość, prawdopodobnie nigdy nie zostanie ustalone z prostej przyczyny – im mniej osób wiedziało, tym bezpieczniej dla ukrywających i ukrywanych. Prawdopodobnie o ukrywaniu Żydów wiedzieli tylko najstarsi z rodziny, dzieci lepiej było nie wtajemniczać w tego typu sprawy. Jak było to ważne i przestrzegane, niech świadczy fakt, że nawet córka Aleksandra nie wiedziała nic o takiej sytuacji.
Dla obrazu całej sytuacji, należy wspomnieć, że z końcem września rozpoczęła się likwidacja getta w Łaskarzewie(miejscem zagłady był obóz koncentracyjny w Treblince, ale co najmniej kilkudziesięciu zginęło na terenie miasta i w pobliskich lasach).
Zapewne Ci dwaj Żydzi ukrywani przez rodzinę Proczków, było uciekinierami z getta lub, co również jest prawdopodobne, znaleźli się tam wcześniej. Mogli się również ukrywać w lesie, ale prawdopodobnie na okres zimy, Tomasz Proczek, udzielił im schronienia. Jak było dokładnie, raczej nie poznamy już nigdy. Świadkowie, którzy mogliby cokolwiek powiedzieć, już nie żyją.
Wedle pisemnej relacji Pani Aleksandry Sroka (z domu Proczek): „Jeden Żyd uciekając w kierunku gajówki do lasu został zabity i tam pochowany przez sołtysa, sąsiada Górkę. Natomiast drugi Żyd uciekał w kierunku majątku dziedzica Uścieniec i tam został pochowany” 5.
Szczątki ich prawdopodobnie znajduję się tam gdzie zostali zastrzeleni i pochowani do dnia dzisiejszego. Wątpliwe jest raczej, aby ktokolwiek odważył się wykopywać ich w czasie wojny, zresztą pochówek z powodu zniszczenia nie mógł odbyć się na kirkucie. Po wojnie, taka akcja również mogła wzbudzić zainteresowanie władz komunistycznych, zatem ekshumacji nie przeprowadzono.
Należy sobie też odpowiedzieć skąd Niemcy wiedzieli o ukrywaniu Żydów. Przyjechali w sposób zorganizowany, do konkretnej osoby, na konkretny adres z samego rana. Mało prawdopodobne jest, że obserwowali okolice i przypadkowo odkryli Żydów. W większości tego typu przypadków, był to niestety donos. Widać, był on dla Niemców na tyle prawdopodobny, że przyjechali i znaleźli ukrywanych Żydów. Być może, zrobił to ktoś, komu zależało na pieniądzach i poświęcił życie 7 niewinnych osób, za garść srebrników. Prawdy raczej już nigdy nie poznamy.
Powojenne losy rzuciły Jana Proczka oraz jego rodzinę wraz z siostrą Aleksandrą na pomorze. Nie zapomnieli oni jednak o tragedii która ich spotkała. Jan Proczek wraz ze swoją siostrą Aleksandrą, postawili swoim rodzicom oraz rodzeństwu pomnik na cmentarzu parafialnym w Łaskarzewie.
Niestety pomnik na cmentarzu parafialnym jest jedyną pamiątką po tej rodzinie. Mimo upływu 70 lat, nie została należycie uczczona pamięć o polskiej rodzinie, która zginęła tylko dlatego, że pomagała swoim sąsiadom. Niewątpliwie należało by powziąć działania zmierzające do upamiętnienia tego bohaterskiego czynu w sposób nawet symboliczny.
Bardzo ważne jest, aby oprócz upamiętnienia rodziny Proczków, dokonać ekshumacji i pochówku Żydów, którzy zostali zastrzeleni podczas ucieczki. Do dnia dzisiejszego zamiast na kirkucie, spoczywają w miejscach w których zostali zastrzeleni.
W dobie wmawiania i oskarżania Polaków o antysemityzm oraz kolaborację z wrogiem, publiczne przywrócenie pamięci o ludziach którzy za pomoc Żydom zostali zamordowani, mogłoby pomóc w budowaniu wizerunku Polski i Polaków.
Michał Bożek
1 http://www.holocaustresearch.pl/news-archiwum-grabowskirecenzjaszmalcownictwo.htm
2 Wspomnienia Aleksandry Sroka z domu Proczek.
3 http://mapy.google.pl/
4 Wspomnienia Aleksandry Sroka z domu Proczek.
5 Wspomnienia Aleksandry Sroka z domu Proczek.