Borowiczanie z powiatu garwolińskiego (cz. 6) – Marian Radomyski

Już o nim pisaliśmy, wspominając losy Borowiczan z powiatu garwolińskiego. Dzisiaj uzupełniamy historię Mariana Radomyskiego (1919-1991) o informacje o jego działalności w Armii Krajowej. Pochodzą one z własnoręcznie napisanego przez niego życiorysu, który uzyskaliśmy od jego syna Andrzeja. Uzupełniamy także informacje o jego pobycie w łagrze Borowicze na podstawie informacji uzyskanych od jego syna Andrzeja i jego żony Bożeny. Dopisujemy także informacje, jak konsekwencje miał pobyt w obozie na jego dalsze losy.

Marian Radomyski (siedzi)

Armia Krajowa

W styczniu 1941 r wstąpiłem do organizacji A.K. na terenie m. Garwolina. Działałem w plutonie miejskim pod dowództwem ps. Czarnego. Przysięgę i przeszkolenie linowe przeszedłem w/w plutonie. W roku 1941 zostałem skierowany przez organizację do pracy w zakładzie „Foto-Wit” w Garwolinie stanowiącym własność Narcyza Witaczyńskiego. W zakładzie tym wykonywałem dla organizacji wiele odbitek minerskich, tj. zdjęcia wskazujące sposoby zakładania min pod szyny kolejowe, zakładanie min na drogach bitych i innych, jak też inne sposoby walki z okupantem utrwalone na papier fotograficzny, które były wykorzystywane w celach szkoleniowych. W marcu 1943 r. zostałem spalony na terenie m. Garwolina i zostałem przekazany do oddziału leśnego działającego na terenie byłego pow. Łuków (stacjonującego w rezerwacie lasu Jota), którego dowódcą był por. pseud. Ostoja. Tam zostałem przydzielony do specjalnego plutonu dywersyjnego, którym dowodził pseud. Stefan. Pluton ten przeprowadzał wiele walk z okupantem, w których brałem czynny udział z bronią w ręku. Do większych walk należy zaliczyć ostatnią w początkach m-ca lipca 1944 r. na skrajach lasu „Kryńszczak”. Walka ta trwała od godziny około 9-tej rano do godzin wieczornych. Po wyzwoleniu przeniosłem się do Zamościa podejmując pracę.

Marian Radomyski (stoi pierwszy z lewej)

Borowicze

O pobycie Mariana Radomyskiego po raz pierwszy opowiedziała mi jego córka, Irena Radomyska-Troć. Jej opowieść uzupełniamy informacjami uzyskanymi od syna Andrzeja i jego żony Bożeny.

Ojciec nie chciał im o Borowiczach opowiadać. Pytań o łagier nie pozwalała zadawać także ich matka. Można powiedzieć, że był to temat tabu. Marian Radomyski opowiedział tę historię tylko raz swojemu wnukowi (synowi Ireny), który w szkole miał zadane opowiedzieć czyjeś wojenne wspomnienia. Opowiedział je raz w klasie i nie chciał przekazywać tej historii innym, bo tak obiecał dziadkowi.

Przez to milczenie przedarło się tylko kilka epizodycznych faktów.

Marian Radomyski

Wróciło ich do Garwolina dwóch. Wróciło ich więcej, prawdopodobnie Radomyski miał na myśli tych, z którymi został aresztowany.

W Borowiczach pracował w podobozie leśnym. Spławiali ścięte drzewa. Kiedyś wpadł do wody i zachorował na zapalenie płuc. Cudem wyzdrowiał. Leczyła go lekarka. W obozie zrezygnował z palenia papierosów, żeby móc je zamieniać na chleb.

W obozie pewnego dnia na apelu strażnik, był nim Niemiec, zapytał więźniów, czy jest wśród nich krawiec. Zgłosił się Radomyski. Dostał coś do uszycia, ale gdy strażnik zobaczył, jak trzyma igłę, to stwierdził, że nie jest krawcem tylko kuśnierzem. Radomyski rzeczywiście znał się na kuśnierstwie. Okazało się to dla niego zbawienne, bo strażnik przyniósł skórę i poprosił, żeby uszyć rękawiczki dla jego partnerki. Za to Radomyski od czasu do czasu dostawał dodatkowy chleb. Szył także buty. Twierdził, że tylko dzięki temu przeżył.

Według jego relacji niemieccy jeńcy, którzy w obozie pełnili funkcje nadzorców byli gorsi niż Rosjanie.

Gdy wrócił do Garwolina, ważył 48 kg. Marian Radomyski w Boże Narodzenie 1946 r. wziął ślub z Marianną Kobusówną, córką garwolińskiego piekarza. Jego przyszła żona bardzo przeżyła jego uwięzienie. Za swojego przyszłego męża zamówiła mnóstwo Mszy św. A gdy wrócił z obozu, była z tego wielka radość.

Marian Radomyski

Życie w PRL-u

Marian Radomyski ukrywał swoją obozową przeszłość, dlatego wyjechał z Garwolina. Z tego też powodu w swoich oficjalnych życiorysach nie ujawniał okresu spędzonego w Borowiczach. Podawał, że od listopada 1944 r. do lipca 1947 r. pracował na stanowisku magazyniera w młynie nr 4 w Zamościu.

Przez wiele lat z okazji świąt państwowych Mariana Radomyskiego milicja obywatelska profilaktycznie osadzała w areszcie na 48 godzin. Doszło do tego, że 1 maja i 22 lipca nie wychodził z domu, aby uniknąć aresztowania.

Podziel się tym ze znajomymi! Poinformuj ich o garwolin.org

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *