Legenda Garwolina o zielarce – czarownicy

Noc ciemna zawisła nad światem po niebie przewalały się burze, masy chmur nasiąkłe deszczem. Wicher szarpał je i przeganiał. Wkrótce ukazał się skrawek granatowego nieba na którym zamigotały gwiazdy i nad Garwolinem zawisła srebrna tarcza księżyca. Czarodziejskie zimne światło spłonęło na ziemię i oświeciło straszny widok. Na miejscu pięknego miasta rozpościerało się pogorzelisko. Wznosiły się barykady zwęglonych bali, desek, pokruszonych cegieł, stłuczonego szkła, widniały także wypalone do szczętu place, zasypane gruzem i popiołem. Ponad wszystko wystrzelały czarne, osmolone kominy. Gdzieniegdzie spośród zwęglonych desek wydobywała się wąska smużka dymu. W powietrzu czuć było spaleniznę. Dzień zaledwie minął, kiedy pożar strawił to miasto z cały dobytkiem mieszkańców. Biedni pogorzelcy poklecili sobie budy i szałasy z tego co ogień strawił do połowy tylko. Spoczywali teraz w tych budach nędznych i w barłogach.

Nie wszyscy jednak spali. Od północnych krańców miasta wlokła się jakaś postać w łachmanach. Podpierała się kosturem, a na plecach dźwigała wór. Weszła w krąg jasno oświetlony księżycem i przystanęła. Spuściła na ziemię swoje brzemię i usiadła. Była to stara kobieta. Twarz miała pomarszczoną, żółtą, jakby zwiędłą. Oczy jej błyszczały dziwnie. Spod chustki wysuwały się kosmyki włosów siwych, lecz niezwykle gęstych. Kościste jej palce zakrzywiły się na sękatym kiju niby szpony. Okryta była postrzępioną chuściną. Bose nogi miała okaleczone gruzem. W pewnej chwili ciężko oparła się na kosturze i wstała. Jej postać wysoka chociaż przygarbiona była, jakaś straszna, tajemnicza.

Tymczasem bure kołtuny chmur znowu przesłoniły księżyc, ciemność grubą zasłoną znowu otuliła miasto i samotną kobietę. Ta wzięła wór na plecy i powoli poszła naprzód. W środku miasta wznosił się ratusz teraz spalony. Dawniej była ta budowla potężna, teraz miała wygląd olbrzymiej barykady z desek, słupów i kamieni. Tu przyszła staruszka i zaczęła wspinać się na spiętrzone gruzy. W pewnym momencie dał się słyszeć jakiś trzask i kobieta znikła. Teraz nikt nie przerywał złowrogiej ciszy, która zapanowała na pogorzelisku. Nazajutrz dzień wstał chmurny i ponury. Wśród gruzów miasta zaczęli się kręcić ludzie. Twarze ich były przygnębione, ręce okryte ranami i osmolone. Zapewne ratowali, wydzierali potęznej sile ognia swój dobytek. Teraz zbierają się bezradni i pytają:

-co czynić?

Nikt jednak nie umie odpowiedzieć na to pytanie. Jednak nie wszystkie twarze są przygnębione i smutne. Ta oto grupka ludzi z rzeźnikiem na czele rozpowiada o czymś gestykulując żywo.

-Ogień niebieski zapalił nam miasto – rzecze kowal,

-Ee – mruczy z powątpieniem piekarz – burza zaledwie jednym skrzydłem o miasto zawadził, poleciało dalej i przepadła. Ja to przypisuję nieczystym mocom. Kilka razy, gdy ogień rozszalał się na dobre, chichot diabelski słyszałem w płomieniach.

To samo potwierdził ślusarz. Nadeszła chwila ciszy. Naraz z boku wyrwał się jakiś wyrostek i rzekł:

-Widziałem z samego wieczora tę starą babę, co od pewnego czasu wciąż po mieście się plącze. Kręciła się koło ratusza, podnosiła ręce i coś mruczała pod nosem. Potem zachichotała i gdzieś się podziała. W kilka godzin później stamtąd właśnie wybuchł pożar. Gasiliśmy przecież, lecz żadna moc nie mogła go ugasić – Tak ta starucha jest wiedźmą – przytaknęło kilka poważnych głosów.

Nagle z tłumy wytrysnął krzyk niewieści.
-Ona podpaliła miasto, ona sprowadziła na nas tę straszną klęskę, ona…

Tłum zakołysał się. Długo toczyła się rozmowa, z której nie można było wysunąć treści. W tem odezwał się głos pojedynczy:

-Więc ty Szczepanie uwazasz, ze ona nie podpaliła?

Szczepan powoli wysunął się z gromadki obradujących. Był to starzec o mlecznych włosach i takiejże brodzie. Twarz miał spokojną tylko oczy błyszczały mi z podniecenia.

-Ludzie – rzekł – skąd wy możecie tę starowinę obwiniać o taką straszną zbrodnie? Dobra ona, poczciwa, mojemu Staszkowi sama ziół naniosła i wyleczyła chłopaka. A jak Antoniemu wrwało rękę w warsztacie z jaką troskliwością go pielęgnowała. Przywiązana jest do tego miasta, skądże by więc takie zniszczenia mogła wywołać.

Lecz zgodny chór głosów męskich i kobiecych, zrozpaczonych, a zarazem pałających nienawiścią zawołał:

    • Ona to, ona, któżby inny?

Wiedzieliśmy od dawna, że była z czartem w zmowie. Wciąż zbierała zioła na jakieś czary, wciąż szepce jakieś zaklęcia! Zasłużona kara jej nie minie. Szczepan głowę sędziwą na pierś skłonił i nie odrzekł nic. Czapkę na uszy cisnął i odszedł powoli w stronę ratusza. Tymczasem w tłumie wygrażano staruszce:

-Pasy drzeć by z takiej – wołano – Spalić ja na stosie – domaga się druga strona. Olbrzymi kowal wysunął się naprzód.

-Najpierw by ją złapać trzeba – zawołał.

-Schwytać, schwytać wiedźmę – zawołano w tłumie.

Powoli zaczęto się rozchodzić z nadzieją pomszczenia się. Tymczasem Szczepan spieszył tam, gdzie wznosił się ratusz. Wdrapał się na gruzy, odsapnął i zawołał.

-Ej stara!

Dał się słyszeć chrobot i około słupa sterczącego w górę poruszyło się coś i ukazał się otwór dość obszerny. Pojawiła się w nim głowa starej baby.

-Witajcie Szczepanie! – zagadała – z jakąż to nowiną do mnie przybywacie?

Szczepan w krótkich słowach opowiedział o podejrzeniu, jakie padło na nią. Stara, aż się w tył przegięła otworzyła ze zdumienia usta, ale wnet opanowała się wybuchła śmiechem. Śmiech ten grozą napełnił Szczepana.

-Tak – rzekł – do widzenia stara. Ostrzegłem Cię, więc się pilnuj – Potem odszedł szybko. Stara wróciła do swej nory.

-Ha, trudno w lasy pójdę – szepnęła – Może przez ten czas schwytają podpalacza, a mnie uniewinnią – Chwyciła swój nieodstępny wór na plecy, kostur ścisnęła w dłoni i poszła szybko w stronę lasu, oddalonego o kilka stai od miasta. Jeszcze chwilę, a wydostanie się z miasta i być może nie powróci tu nigdy. Ale nagle, oto przed jej oczyma wyrósł tłum uzbrojonych mieszczan.

-Przepadło wszystko – pomyślała – Lecz stanęła w obronnej postawie.

-A jesteś, wiedźmo przeklęta – zakrzyczał kowal, który biegł na czele – odpokutujesz teraz wszystko.

-Czego chcesz ode mnie? – zakrzyknęła wiedźma – idź precz, bo cię przeklnę słowami samego Belzebuba!
-Sięgnęła do zanadrza, wyciągnęła pęczek ziół suszonych, a mieląc je w palcach, szepnęła dziwne zaklęcia.

Nie ulękli się jej jednak mieszczanie.

-Schwytać ją, schwytać czarownicę – zakomenderował kowal. Osaczono ja ze wszech stron niby dziką zwierzynę. Próbowała bronić się kostuchem, ale związano ją i zawleczono na rynek. Tam ławnicy osadzili staruchę, że zostanie spalona na stosie.

Biedaczka błagała ich o łaskę, ale w niczyich oczach nie gorzała ani jedna iskierka litości. Nienawiść do starowiny ogarnęła całe tłumy pogorzelców. Niecierpliwie wyczekiwali egzekucji, która była naznaczona na noc. Na rynek naznoszono całe masy suchego drzewa i ułożono wysoki stos do którego przymocowano wiedźmę.

Tymczasem słońce zaszło, nadeszła ciemna noc. Z zachodu nadciągały ogromne czarne chmury. Wicher zawył, zajęczał, ze świstem i hukiem przeciągnął ponad głowami ludzi, oczekujących na widowisko. Z oddali dał się słyszeć ponury odgłos grzmotu. Groza zawiała zewsząd.

Burmistrz dał znak i czterech mieszczan z czterech stron podłożyło ogień. Z czterech stron stosu wyszły smugi dymu, a potem wystrzelił słup płomieni. Naraz ogień przygasł na chwilę, ale wnet wybuchł ze zdwojoną siłą, z trzaskiem i szybko ogarnął stos cały czerwonym płomieniem. Z nieprzyjacielskich płomieni wypłynął bolesny jęk. Jęk rósł, wzmagał się, potężniał, trwał wciąż tragiczny, bolesny. Nagle przeszedł w krzyk rozpaczy i zamilkł. Dusza wiedźmy uleciała poprzez jęzory ognia i kłęby dymu. Ogień gasł powoli, jeszcze był potężny, jeszcze wystrzelił groźnie, a jednak konał.

Wlepione były w niego oczy wszystkich, przerażone, poważne. Lecz ogień przygasł do ziemi i skonał. Zakołysał się tłum i powoli odpłynął niby fala zburzonego oceanu. Wokół zaległa ciemność i śmiertelna cisza.


Legenda pochodzi z księgi pamiątkowej Cechu Rzemiosł w Garwolinie.


Podziel się tym ze znajomymi! Poinformuj ich o garwolin.org

One thought on “Legenda Garwolina o zielarce – czarownicy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *