Rocznica pacyfikacji Wanat – wspomnienie

Jakim okrucieństwem jest wojna i czyny popełniane przez okupanta? Nie myśleliśmy że dziś w XXI w. będziemy mogli sami się przekonać naocznie o tym jak brutalnym i bez serca może być człowiek dla człowieka… 78 lat temu na ziemi garwolińskiej doszło do tragicznej zbrodni popełnionej przez Niemcy. Dziś rocznica pacyfikacji wsi Wanaty przez Niemców 28 lutego 1944 r. podczas II wojny światowej. Przeczytajcie do końca!

Ja byłam w Wanatach, chodziłam do szkoły do Dąbrowy. Później przywieźli mnie trochę tutaj na Melanów. Bywałam i tu i tu. W większej części byłam tam w Wanatach. Jak były ostatki, to było w lutym, zjechała się cała rodzina tych Markowskich (do Melanowa). Patefon przywieźli, bawili się, grały, tańczyły. Bo to były wszystkie młode ludzie. I ja poszłam spać, bo nie mogłam wytrzymać tego, ale jak śpiewały Świeć Miesiączku, świeć na niebie to się nauczyłam tej piosenki i do dzisiejszego dnia wiem jak się śpiewa. I jak się obudziłam, to już ich nie było. Babcia powiedziała – nie zostawią Cię wnusiu, nie zostawimy Cię, będziemy jechać to Cię weźmiemy. A oni pojechali nad ranem, później miała ciocia przyjechać po mnie, ale jak się obudziłam to krzyczałam czemu mnie nie wzięły. Sikora przyszedł sołtys Stanisław i mówi tak do mojego tatusia – Jasiek, prawdopodobnie Wanaty otoczone i biją ich, palą i biją… Tatuś poleciał do Bolka – do brata – też na Melanowie mieszkał, niedaleko. Powiedział jaka sprawa i do Łaskarzewa pojechali, ale mówią im tak. Że jeżeli pojedziecie, to wpuścić, każdego wpuszczają, tylko nikogo nie chcą wypuścić. Tam były dwie trumny całe ludzi. Ciocia Julka była za piwnica zabita – była cała. Stryjo Piotr był prawie cały i wujek Pietrzak Feliks (mąż Julianny). To jak pojechały po trumny, to ta Olejnikowa, była w piwnicy, tam gdzie kartofle się trzyma. Prosiła by zawieźć ją do lekarza – mój tatuś powiedział jej – siedź na razie, nie pokazuj się. Jadę na swoje, może tam ktoś potrzebuje opieki. Ale nikogo nie było… Nie było, by komu dać opiekę, wszystko było powybijane, popalone, jeszcze się tliło wszystko. Ta ciocia Julka to popękane tu miała wszystkie kości. Tak się okropnie pali człowiek. Okropnie się pali….Zwłoki Katarzyny znaleźli przy kuchni. Stanisław został zastrzelony w Młynie razem z Sitnikiem i właścicielem młyna Dymkiem. W domu zginął Piotr Markowski z żoną Leokadią razem dwójką dzieci. Na dzieli kul było szkoda – wszędzie były w studni dzieci… Tatuś wszedł do mieszkania i mówi do mamusi – Matuś, moja rodzina wybita, wypalona, prawdopodobnie całe Wanaty. Ja stałam przy piecu na ławce, krzyczałam wniebogłosy – moja babciunia, moja rodzina i płakałam. Później pamiętam jak pojechaliśmy na pogrzeb.

Relacja Stanisławy Błażejczyk z d. Markowskiej z d. 20 sierpnia 2015 r.
Zdjęcie pochodzi z Archiwum Barbary Witczak-Witaczyńskiej i prawdopodobnie przedstawia płonącą wioskę z powiatu garwolińskiego.

Podziel się tym ze znajomymi! Poinformuj ich o garwolin.org

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *