Obrazek z Garwolina, Żelechowa i Łaskarzewa z 1881 r.

Taki obrazek z Garwolina znaleźliśmy w starych gazetach:

Korespondencja „Wieku”. Z Garwolina, w marcu.

Jaka miara usposobienia ludności żydowskiej względem chrześciańskiej na prowincyi, może posłużyć niżej opisany wypadek.

Jeszcze w roku 1879, tutejszy poczthalter uważając, iż wożenie pasażerów do kolei przez furmanów żydów, a głównie jednego, który woził porządniejszą publiczność, przynosi mu szkodę, wystąpił do swojej władzy z zażaleniem, która ze swej strony, na mocy istniejącego przepisu, wzbraniającego prywatnym furmanom wozić pasażerów po traktach pocztowych, odniosła się do rządu gubernialnego Siedleckiego, który rozporządził, aby policya przestrzegała ścisłego wykonania wspomnianego przepisu, skutkiem czego furman F. był po parę razy oskarżony i karany. Z tego, rozumie się wynikła chęć zemsty. Jednej niedzieli padło poczthalterowi sześć koni otrutych arszenikiem –a choć głos opinii publicznej obwołał furmana F. jako sprawcę nieszczęścia, to jednak materialnego dowodu nie było, a tem samem los sprawy, która weszła na drogę urzędową, zdawa się być nader wątpliwym. Tymczasem zaszedł inny wypadek: Tenże furman F. pożyczył konia od innego furmana, także żyda. W kilkanaście godzin po oddaniu, koń zdechł poszkodowany robi zarzut F., że koniowi co zrobił umyślnie, żeby go pozbawić zarobku a gdy F. nie chce płacić za konia, a sekcya nic szczególnego nie wykryła, przeto poszkodowany zapragnął inaczej przysłużyć się F. t.j. zaczął śledzić sprawę otrucia koni poczthaltera, czego rezultatem było, odnalezienie kowala żyda, który kując konia jakiegoś podróżnego, tuż przy podwórzu pocztowem, widział w dniu, w którym konie były otrute; wybiegającego F. z tegoż podwórza, pomimo że F. zaprzeczał najmocniej, aby się tego dnia tam znajdował. Inni żydzi zeznali, F. w prowadzonej z niemi rozmowie dawali do zrozumienia, że to on konie potruł, wreszcie inni widzieli go wraz z bratem spacerającego od wczesnego rana po szosie przed pocztą, choć to nie było w ich zwyczaju. Wreszcie jeden ze świadków chrześcijan zeznał, że F. na zarzut mu uczyniony dlaczego się nad biednemi stworzeniami mścił, odpowiedział, że szkoda istotnie koni, lepiej był poczthaltera struć, poczem dawał świadków 50 rs., żeby nie zeznawał na jego niekorzyść. Gdy przeto ten nowy materiał został zebrany, sprawa, już przerwana, została wznowioną, i w dniu 11-m lutego r.b. osądzoną w sądzie okręgowym siedleckim, przy czem świadkowie żydzi cofnęli swoje zeznania, oprócz jednego starego kowala, który, acz niechętnie, ale jednak zeznał, że widział F., wybiegającego z podwórza pocztowego, tylko dobrze nie pamięta, czy to było tego dnia, kiedy konie zostały otrute, czy kiedy indziej. Na mocy różnych wskazówek, osiągniętych śledztwa, sąd wydał wyrok skazujący F. na trzymiesięczny areszt i powrócenie szkody poczthalterowi w ilości 400 rs. z kosztami. Od tego wyroku F. założył apelację; zasadność jej oceni Izba Sądowa. Mnie pozostaje wrócić do założenia, t.j. do wykazania pojęcia tutejszego świata izraelskiego. Oto dziś ów stary kowal jest przedmiotem prześladowań swoich współwyznawców za to, że powiedział prawdę, aczkolwiek, jak to wyżej powiedziałem, niechętnie uczynił. Otóż dzieci teraz rzucają na niego kamieniami, inni wzbraniają mu wejścia do bóżnicy, a jeden z zamożniejszych kupców tutejszych zagroził, że za jego przyczyną dostanie się na Sybir, czem tak przeraził biednego kowala, że aż przyszedł szukać otuchy u piszącego to i pytał, czy istotnie grozi mu jakie niebezpieczeństwo?

Cóż z tego wynika, oto, że żydzi z każdym współwyznawcą, o ile ten nie jest im szkodliwy, choćby on był w gruncie ostatnim wyrzutkiem społeczeństwa, czują się silnie zsolidaryzowani, sprawę jego, bez względu a jej ohydę, przyjmują za swoją i nie ma środka, którego by nie użyli w obronie człowieka pokrzywdzonego w ich pojęciu.

Na poparcie tego twierdzenia znowu cytuję fakt.

Kiedyś wypadło mi być w magistracie żelechowskim. Był to dzień sobotni i pogodny przed magistratem spotkałem gromadę żydów bardzo porządnie ubranych, może z 51 osób wynoszący, która z wielkiemi oznakami radości witała jakąś w środku siebie znajdującą się osobistość, to słuchając mówiącego to śmiejąc się i wyskakując. Na zapytanie moje o przyczynę tego zebrania i radości otrzymałem odpowiedź, że jest to powitanie nieszczęśliwego, powracającego z rot areszatanckich, gdzie się dostał za taką bagatelą jak kradzież koni, na której trzykrotnie został złapany! Nie jest że to ironia ze wszystkiego co jest uczciwe, szlachetne i dobre?

U miejscowego sędziego pokoju pojawiło się od jakiegoś czasu dużo spraw o oszustwa tego rodzaju: Chłop przywozi na targ zboża przychodzi żyd i targuje takowe, daje zadatek, każe odwozić zboże do domu, zsypać, i następnie, nie zapłaciwszy chłopu, każe mi się wynosić. To samo się powtarza z wołami, cielętami i innemi przedmiotami handlu. Ponieważ sędzia, w kilku sprawach, zbadawszy różne uboczne okoliczności, skazał tych tanich nabywców za oszustwo, więc jakoś obecnie sprawy te nie powtarzają się. O ile mi wiadomo sprawy tego rodzaju pojawiaj się często także w sądach gminnych. Pokątne doradztwo jak wszędzie tak i tu tak wielce się rozwielmożniło, a w niem przeważny udział biorą żydkowie. Z tych jeden, zamieszkały w sąsiedniej osadzie, dawnem miasteczku, taką sobie potrafił sławę wyrobić, że go się formalnie ludność miejscowa i okoliczna boi. Curiculum vitae jego ciekawe. Za wielkie jakieś „paskudztwo”, jak się wyrażają żydki, został skazany na roty aresztanckie, a po wycierpieniu takowych wzbronione mu było mieszkać w rodzinnem miasteczku, skutkiem czego osiedlił się w osadzie Ł. Tu po jakimś czasie wchodzi w komitywę z pisarzem wójta, który go cichaczem wpisuje w księgi ludności stałej, a choć się rzecz ta wydała z czasem, to jednak ofiarą padł pisarz gminny, który odsiedział kozę za fałsz i stracił urzędowanie, a ów jegomość stał się porządnym człowiekiem, spokojnym na pozór mieszkańcem, utrzymującym szynczek, w którym dziś jakby w jakim kantorze załatwiają się różne interesa, takie że gdyby część tylko wyszła na jaw, niezawodnie pan tego domu zobaczyłby się znów z rotami aresztanckiemi; ale jakoś to dziwnie idzie. Ci coby powinni wiedzieć o jego sprawkach, widać nie chcą się w nie mieszać, a poszkodowani boją się jego zemsty.

Dowodem tego jest następny wypadek. Chłop przywiózł na targ 2 korce zboża, które jeden z handlarzy kupił, dał rubla zadatku i odesłał przez tegoż sprzedawcę do domu. Nie chcąc składać zboża dopóki nabywca nie zapłaci, chłop czekał kilka godzin, a gdy wieczór się zbliżał, zabrał się ze zbożem do domu. W parę dniów nabywca zjawia się z wyżej wspomnianym nowo kreowanym obywatelem u włościanina i po różnych obojętnych wstępach, nadmienia, że coś źle słychać, gdyż gadają, że on (włościanin) dwa korce żyta, kupione przez przybyłego skradł, a gdy zaniepokojony włościanin zaczął się usprawiedliwiać, że nie mogąc się go doczekać odjechał, będąc gotów oddać zadatek, pomimo dnia strawionego z przyczyny żyda, ten dobrodusznie odpowiedział, że on się wcale nie domagałby niczego więcej, ale że Pan R, (ów postrach okolicy), o tem się dowiedział, i wziął tę sprawę w swoje ręce, więc już tylko z nim trzeba traktować, a że on jest we wsi obecny, to by lepiej było rzecz tę wcześniej załatwić, dopóki nie wejdzie na drogę urzędową. Jakoż niedługo znalazł się i Pan R. gotów przystąpić do zgody, a wystawiwszy straszne następstwa sprawy, którą trzyma w swojem ręku, takiem przerażeniem przejął biedaka, że ten zaczął sam prosić jako łaskę o układ. Jakoż po długich ceregielach, dobroczyńca ludzkości, zaceniwszy 150 rs. za odstąpienie od popierania sprawy, spuścił na 120 rs. a otrzymawszy takowe, odjechał śmiejąc się w duchu z prostoty chłopa, który boi się podobno nawet przyznawać do tej całej operacyi, żeby przypadkiem jeszcze nie był pociągnięty do odpowiedzialności. Wszystko to mniej dziwi, bardziej zaś ta okoliczność, że taka sprawa nie dostanie się do sędziego śledczego, kiedy jest ogólnie wiadoma, a tem samem kiedy zapewne strażnicy w owej osadzie mają o niej wiadomość. Wreszcie pozostaje mi do zanotowania, że o ile miałem się sposobność przekonać, we wszystkich prawie okolicznych karczmach propinacyę trzymają żydzi, a choć nominalnie w patentach figurują chrześcijanie, to jednak faktycznie żydzi są propinatorami, a dlaczego tak jest, wiem, ale…nie powiem.

Źródło: Wiek, 17 marca 1881, nr 59

Rysunek: A. Goldenberg

Podziel się tym ze znajomymi! Poinformuj ich o garwolin.org

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *