Jan Kołodziejek urodził się dnia 13 października 1895 r. we wsi Kozice gm. Trojanów powiatu Garwolińskiego. Mając zaledwie lat 5 umiera mu ojciec. Po śmierci ojca pozostał na wychowaniu u stryja, gdyż matka nie miała środków na utrzymanie jego i młodszego syna. W miarę dorastania pomagał w gospodarstwie stryja, uczęszczając jednocześnie w miesiącach zimowych do ludowej szkoły w rodzinnej wiosce Kozicach. W roku 1911 r. zaopiekowuje się nim drugi stryj – Stanisław, ułatwiając mu wstąpienie do szkoły kolejowej w Dęblinie. Uczęszczając do szkoły kolejowej w Dęblinie, przygotowuje się jednocześnie prywatnie, by móc łatwiej wstąpić do seminarium nauczycielskiego. Zamiary jego urzeczywistniają się, bo w roku 1913 wstępuje na drugi kurs Seminarium Nauczycielskiego im. St. Konarskiego w Warszawie. Po przejściu na III-ci kurs w roku 1914 wybucha wojna, wskutek czego przerywa naukę i wyjeżdża do powiatu Kobryńskiego i tam organizuje tajne szkoły polskie. W roku 1915 po zajęciu przez Niemców Warszawy, nie może powrócić do swych stron rodzinnych i zmuszony jest wyjechać do Rosji. Podczas swego pobytu w Rosji pracuje jako nauczyciel w Polskim Komitecie, a jednocześnie roztacza opiekę nad uciekinierami Polakami. W roku 1918 powraca do Ojczyzny i wstępuje z powrotem do Seminarium, aby kontynuować przerwaną naukę z powodu wojny. Po zaatakowaniu ziem polskich przez Ukraińców, wstępuje jako ochotnik do armii polskiej. Po odparciu Ukraińców wraca spowrotem do Seminarium. W roku 1920 kończy Seminarium i znów wstępuje jako ochotnik do wojska, by bronić zagrożonej Ojczyzny przez bolszewików Po zawarciu traktatu pokojowego z bolszewikami, obejmuje kierownictwo szkoły powszechnej w Swatach pow. Garwolińskiego. W roku 1922 wstępuje na wyższy kurs nauczycielski. Po ukończeniu kursu wraca z powrotem do szkoły w Swatach i pozostaje na tym stanowisku przez 10 lat. Poza pracą w szkole poświęca wiele pracy nad podniesieniem wsi na wyższy szczebel kultury i dobrobytu. Bierze czynny udział w pracy Koła Młodzieży Wiejskiej i Kółka Rolniczego. Sam będąc synem chłopa, zna potrzeby wsi umie trafić do ludu. Pracą swą bezinteresowną zyskuje sobie szacunek i uznanie wśród ludu. Wreszcie przychodzi nieubłagana śmierć i zabiera go z posterunku w dniu 6 marca 1931 r.
Archiwum Garwolin org
KK
Jana Kołodziejka w czasopiśmie „Wici” wspominała Maria Szczawińska
Jan Kołodziejek
Słońcowy, Ziemi Syn -Syn Pól, po których długo za krowami se chadzał książkowej nie znający nauki.
Z onych dumań tajemnych, gdy o świcie na zroszonej łące nad pasącymi się krowami wystaiwiał; a onych skowronkowych śpiewów, których lat tyle słuchiwał na polach; z onych fujarkowych pastuszych swych grań, mętnych i radosnych – zrodziło się w Nim głębokie Ziemi miłowanie, zrodziła się potrzeba pracy nad sobą, by móc wydajnie służyć innym, dla innych pracować.
Zamyślił se, nietylko uczyć się samemu, ale by w przyszłości innych uczyć móc, Zaczął o szkołach marzyć. Ale cóż! chłopskiemu dziecku trudno do szkół się dostać. A jeszcze sierocie wsiowemu, – boć tatulo pomarli, gdy małym jeszcze był.Hej! Gdzie to jemu Jaśkowi Kolodziejkowi myśleć o szkołach. Lecz czego to chłopski upór nie zrobi. Wziął się Kolodziejkowej Jaśko do nauki ze zdwojoną siłą, z chłopskim rozmachem, z tajemną, podświadomą myślą uczenia potem innych Jaśków – pastuszków.
Warunki wojenne do wędrówek w obcy kraj go zmusiły.
Trza było tam na siebie cięžko pracować. Nie ustał jednak w nauce.
Pracując – uczył się dalej. Boć przecie nauczycielem dzieci chłopskich ostać miał. Bo to było tajemną Jego duszy potrzebą.
Powróciwszy w swe strony, uzupełnił już w kraju potrzebne nauki. Ale choć tyla świata widział w swej tułaczce – nie pociągnęło Go miasto.
Choć w one czasy łatwo było o posadę nauczyciela w mieście – On nie dla posady nauczycielem ostał.
Niedaleko od Kozic, rodzinnej wsi swej, w Swatach osiadł by uczyć dzieci braci swej chłopskiej – onych Jaśków – pastuszków, których najlepiej rozumiał – najmocniej miłował.Przez 12 lat w Swatach był. Wszystko co mógł dać z siebie – dzieciom i młodzieży swatowskiej oddawał.
Pomagał starszym w pracy. Na pracę zawsze czas miał.
Nigdy nic dla siebie.
I w Kole Młodzieży, w Dozorze Szkolnym i w Kasie Stefczyka, i w Kółku Rolniczym, W Czerwonym Krzyżu i w Organizacji Nauczycielskiej.
Gdzie Go nie było w pracy?
Nie tylko w Swatach. I w gminie i w powiecie całym, jako założyciel i długoletni prezes Oddziału Zw. Pol. Naucz. S.P. Szeroko pojmował pracę, zadanie i rolę nauczyciela.
Wysuwano Mu różne propozycje, w Swatach jednak pozostał aże do ostatniej swego ziemskiego życia godziny.
Jako człowiek, miał w sobie coś ze słowiańskich Kmieciów – Kołodziejów. Godność życia wewnętrznego wsi – wysoko stawiał. Nie znosił odgórnego urabiania ducha wsi. Czuła to młodzież zorganizowana w Kołach. Był tym istotnym, ale jakby niewidzialnym przodownikiem Młodej Wsi. Umiał stwarzać warunki do samodzielnej pracy młodych. Podsuwał material do samodzielnej myśli, pomagał w samokształceniu, służył radą, wskazówką, nie zajmował oficjalnych stanowisk w Kole, bo pragnął samodzielności młodych. Im zostawiał pole do wyrabiania się.
Dawał przykład życiem swem, jak trza być wytrwałym w dążeniach naprzód. Nie cofał się nigdy. Nie umiał się cofnąć nawet wtedy, gdy przejść nie można było z gromadą szkolnych dzieci przez rozmiękłe rowy. Wolał je na barkach swych przenosić przez wodę.
Zaziębił się. Ciężkie zapalenie płuc się wywiązało, a przytym wadliwa opieka lekarska dokonała reszty.
W dniu 9 marca oddaliśmy Go Ziemi Matuli, którą tak prawdziwie po synowsku miłował. W otwarte wzięła Go ramiona. Czuło się, że zostaje duchem wpośród nas ale jakiś žal bezdenny chycił, że już z nami pracować nie będzie nad dźwiganiem wsi, nad tworzeniem Polski Ludowej.
Taki miody był – powinien żyć, żyć…
Osierocił rodzinę.
Straciła Związkowa Gromada Nauczycielska przodownika swego, serdecznego, kochanego powszechnie kolegę.
Straciły dzieci szkolne prawdziwego wychowawcę.
Wieś i społeczeństwo całe cichego, ale niezastąpionego wprost pracownika, a Koło M.W. w Swatach i nasza Garwolińska Gromada „Wiciowa” najserdeczniejszego przyjaciela i brata.
Niech życie Jego będzie dla nas „Wiciowców” przykłademjak trza wytrwale i samodzielnie naprzód iść, a dla nauczycielstwa niech praca Jego będzie bodźcem i przykładem jak nauczyciel ze wsią powinien pracować. To będzie dla Niego jedyna nagroda. Hołd głęboki składam wiecznie żywemu Duchowi Jego unoszącemu się ponad polami rozsłonecznionemi Nową Wiosną.
Maria Szczawińska
Czasopismo „Wici” nr 14 z dnia 5.IV.1931 r.