Krytycznie o Garwolinie (1905)

Przedstawiamy krytyczne poglądy młodego mieszkańca Garwolina z 1905 r. na temat naszego miasta. Dotyczą one instytucji kultury i oferowanych przez nie rozrywek oraz istniejących, lub potrzebnych miastu, organizacji społecznych. Dowiadujemy się z nich ciekawostek o działalności burmistrza i magistratu oraz tego, że problem wody opisany 7 lat wcześniej przez dra Józefa Nowaka nie został nadal w mieście rozwiązany, z czego należy wnosić, że stan higieniczny miasta pozostawał na poziomie tragicznym. Opisywane w artykule nieudane starania o polepszenie higieny miasta jota w jotę przypominają bezskuteczną walkę dra Antoniego Michałowskiego z brudem w Żelechowie. Dr Józef Nowak musiał przewracać się w grobie na wieść o antyspołecznych zachowaniach garwolińskich lekarzy.

Kurjer Codzienny, 5 sierpnia 1905, nr 201

Z kraja i o kraju.

Garwolin (gub. Siedlecka).

I nasza mieścina pragnie dać światu znać o sobie. Ludności mamy przeszło 5000, większość chrześcijanie, reszta żydzi. Inteligencji prócz sfery urzędniczej niema. Życie towarzyskie płynie też nadzwyczaj wązkiem korytem.

Z okazji wypadków wojennych zdobywamy się od czasu do czasu na przedstawienia amatorskie z przeznaczeniem dochodu na Czerwony Krzyż, flotę lub rannych wojaków. Zwykle widownia zapełniona jest szczelnie (zjeżdża też i obywatelstwo z okolicy), dochód więc bywa stosunkowo pokaźny, ale sprawozdania do wiadomości publicznej nie podaje się i cała rachunkowość pozostaje tajemnicą.

Upadła z końcem r. z. jedyna u nas „kulturalna” instytucja — klub, gdzie według zatwierdzonej ustawy odbywać się miały zabawy, koncerty, odczyty etc. Wszystkie te piękne rzeczy zależały od obieralnego „starszyny”, jego inicjatywy i energji. Raz jeden chciano coś podobnego urządzić,—chwała Bogu nie udało się, no i poprzestano odtąd… na sztosiku i djabełku. Zaczynaliśmy zawsze skromnie od połóweczki rubelka, no i nie wiedzieć, jak i kiedy robiła się różnica kilkuset rubli.

Często też wprost od zielonego stolika szło się rankiem do codziennych zajęć: do biura, do pacjenta lub na mszę świętą. No, i taka „instytucja” zbankrutowała!.. Ale radzimy sobie, jak możemy i po różnych knajpach, kątach sztosik kwitnie po dawnemu. Druga nasza „instytucja”, Chrześcijańskie Towarzystwo Dobroczynności, powstała przed 1 1/2 rokiem, siedzi cicho jak trusia, funduszu zebranego z ofiar, posiada przeszło 5000 rb., ma podobno budować przytułek, tymczasem nic nie robi, nawet sprawozdania za rok ubiegły do tej pory nie ogłosiła, ogólnego zebrania nie odbyła, wyborów nowych nie przeprowadziła etc. etc. Członków posiada przeszło 60-ciu.

Od kilku lat staramy się tutaj o założenie kasy pożyczkowo-wkładowej. W listopadzie r. z. wysłano nawet odpowiednie podanie do ministerjum finansów, ale do tej pory niema żadnej odpowiedzi. A potrzeba nam bardzo takiej kasy, bo u nas prawie każdy obywatel, to zarazem i rzemieślnik i taniego kredytu nieraz potrzebuje.

Mamy w mieście około 300 kuśnierzy, wywożących kożuchy do Warszawy, Łowicza i innych miejscowości, i około setki innych rzemieślników.

Jest w Garwolinie i dzielna ochotnicza straż ogniowa. Zuchy strażaki i miło ich widzieć przy robocie w ogniu, ale nie wiele widocznie muszą mieć pojęcia o prowadzeniu całej organizacji, kiedy na prezesa wybrali sobie już prawie starca. Obecnie trudzi się p. prezes — niestety nadaremnie — o wycofanie beczek strażackich, znajdujących się w użyciu prywatnem potentatów miejskich. Burmistrz dał się poznać miastu z 2-ch faktów.

1) nakazał wszystkim właścicielom nieruchomości wystawne przed domami na ulicach beczki z wodą, objętości nie mniej niż 4 wiadra, co ma zabezpieczyć miasto od pożarów i… zaopatrzyć w wodę.

2) postanowił raz nareszcie wyplenić wykupywanie podczas targu produktów przez przekupniów, co wpływało na podniesienie cen. Podczas tedy targu w środę 19 lipca konfiskuje na rynku około 100 funtów masła, 250 jaj, kilkadziesiąt serów. Momentalnie w magistracie urządza się licytacja, sprzedaje się funt masła po 6 groszy, jajko po pół grosza, serki po parę groszy. W 5 min. nic już nie było. Czy to jednak na przekupniów co pomoże, nie wiem. Tymczasem poszkodowani widzą w tym nieformalność i wnoszą skargi do sądu.

Jako charakterystykę gospodarki miejskiej wspomnąć należy sprawę oświetlenia miasta. Przed dwoma laty nabył magistrat lampę Waszyngtona za 170 rb. i ustawił ją na wysokim słupie na rynku. Lampa piękna, pali się dobrze, zamienia 4 zwyczajne naftowe. Wszystko, zdaje się, byłoby dobrze. Ale cóż, kiedy ta cudowna lampa pali się najwyżej 100 dni w roku. Podczas miesięcy letnich poczynając od kwietnia, nie przyświeca nam, bo… to już ciepło! Zimą i na jesieni nie pali się podczas nocy księżycowych, a wiele razy zgaśnie z braku dozoru, to już nikt dokładnie nie zrachuje. Dość, że darzy nas swem światłem nie więcej, niż przez 100 nocy.

Również warunki zdrowotne naszego miasta wołają o pomstę do nieba. Pomijam już obywatelskie podwórka, śmietniki, kloaki… Ale miasto nie ma kompletnie dobrej wody do picia. Wodę do wszelkiego użytku czerpie się prosto z rzeczki Wilgi, gdzie płyną ścieki z całego miasta, gdzie się pławi bydło, kąpią ludzie, pierze bieliznę i t. p. Rzeczka ma wszystkiego 3 sążnie szerokości i wody średnio po kolana!

Mamy co prawda kilka studzien w mieście, ale służą one od niepamiętnych czasów za cmentarzyska dla zdechłych psów i kotów. Jedne tylko znam studnię na krańcu miasta, gdzie woda jest możliwa do picia.

Cieszył się Garwolin przez czas jakiś, że będzie miał nareszcie dobrą wodę, gdyż jedna z firm warszawskich podjęła się wywiercić studnię artezyjską w Rynku. Roboty trwały blisko 2 lata, dowiercono się do 600 z górą stóp, ale, że warunki były ze strony magistratu niemożliwe (początkowo 2000 rb., następnie bez względu na głębokość 3000 rb.) firma więcej nakładu robić nie mogła, magistrat podwyższyć wynagrodzenia stosownie do głębokości nie chciał, no i wszystko zostało po dawnemu. A przecież w kasie miejskiej leży około 8 tysięcy rubli gotówki. O tem, aby zamiast jednej drogiej pobudować choćby kilka zwyczajnych a przykrytych studzien — nikt w magistracie nie pomyśli.

Rozsadnikiem wszelkich bakterji jest u nas szlachtuz. Ścieki z krwi i kału zapełniają okoliczne rynsztoki, rowy i podwórze szlachtuza, gdzie, nie mając żadnego odpływu, wszystko sobie najspokojniej gnije i zaraża powietrze! No, — ale to u nas nikomu nie szkodzi!…

Mamy co prawda komisję sanitarną, która ciągle o szlachtuzie… myśli, są już nawet od 1 1/2 roku plany na nowy szlachtuz zatwierdzone, i plac kupiony od 5 lat (to poszło szybko),—ale prócz gadania i pisania nic się u nas nie robi.

Wspomnieć też trzeba o anty-społecznem zachowaniu się naszych panów lekarzy, — a mamy ich dwuch. Napracowawszy się w pocie czoła raz w roku około… jesieni, panowie ci ani dbają więcej o chorych, chowają się przed nimi, uciekają, i ubożsi pacjenci muszą wprost do japońskich uciekać się fortelów, by pana doktora przyłapać.

Przed kilku tygodniami, jeżdżąc po mieście od doktora do doktora, zmarł zemdlony w bryczce geometra ś. p. Hempel. Czując się źle, zjechał rankiem do Garwolina po poradę lekarską. Nie doprosiwszy się konsultacji, w południe zmarł. Felczerów mamy w mieście 3-ch, a wszyscy się dobrze mają.

Czytelnictwo w ostatnim roku wzmogło się znacznie w Garwolinie, ale niestety — najwięcej poczytny jest świstek—”Kurjerek Polski”, —bo tani. Ludziska pragną mieć wiadomości najświeższe, ale jeszcze nie odróżniają źródeł, zkąd te wiadomości płyną.

Jak w całym kraju, tak i u nas urodzaje zapowiadały się świetnie, ale od dwuch już tygodni ciągła flaga dużo zepsuła. Nawet kartofle gnić zaczynają. Trawy tylko i koniczyny zebrano ładne i potraw też się dobrze zapowiada. Młody Garwolak

Artykuł pobrany z Polony, jego oryginał znajduje się w Bibliotece Narodowej.

Podziel się tym ze znajomymi! Poinformuj ich o garwolin.org

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *